piątek, 4 czerwca 2010

niedysponowana

Dopadł mnie bakcyl. Podejrzewam, że mój organizm zatruł się wilgocią i zawetował deszcze ostatnich dni.
Ledwo powłóczenie nogami wczoraj zamienia się dzisiaj w powłóczenie. Absolutnie najgorsze, że nie smakuje mi kawa, jak zawsze, gdy się przeziębiam. Powłócząc nogą aplikuję o tłumaczenie warszawskiego metra i boski Andy myśli, że chodzi o gazetę. Nie, chodzi o budowę. Już dawno nie tłumaczyłam żadnych dziur w ziemi.
Z drugiej strony przecież powoli myślę o rysowaniu i drewnie i podobraziach, o zbieraniu manatków na wakacje, na wieś, bez zobowiązań i terminów. Tymczasem neseser zapełniam odzieżą dziecięcą potrzebną na dwa dni i spać mi się chce. Jak zwykle powrót do formy ogłaszam przedwcześnie.

Gdy ja przy chorowaniu i pakowaniu, boski Andy z dziećmi w centrum niespodzianie napotyka swoje zdjęcie dużego formatu. Jeśli ktoś chce zobaczyć poster, wystawa z (rozbieraną) sesją Andy'ego jest pod hotelem Monopol. Autograf w cenie do ustalenia można nabyć u żony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz