poniedziałek, 22 października 2012

mleko

wlewam do resztek kawy wyskrobanych ze słoiczka. Mleka też resztka. Za oknem za to nie brakuje, można by łapać w bańki, jakie kiedyś stały u bram wiejskich zagród, na charakterystycznych drewnianych półeczkach. Jak fajnie było się na nie wspinać i na nich przesiadywać, za smarka w czasie wakacji na wsi.

Więc tak, spadła na nas nieprzenikniona mgła. Zakradła się w sobotę wieczorem. Ulicą pod domem jadąc nie wiedziałam, jakich użyć świateł, by się jakoś pod dom przebić.

Kompletny brak widoczności, który sprawia, że z tą roletą bieli na okiennej szybie czuję się jak na wieży kontroli lotów, wzmaga potrzebę słyszenia. Więc włączam radio i mówią coś, głównie pamiętam, że badania profilaktyczne nowotworów i mgła na lotnisku, żaden samolot dziś nie zaparkuje.

Nieco słoneczniej się robi, gdy Four Tops śpiewa o odchodzeniu od zmysłów, going loco, i słucham.


A przecież muszę wyjść. Jakiegoś czerwonego światła przeciwmgielnego na plecy poszukam. Chyba że serce po kawie zmartwychwstanie i ono zrobi ze mnie mały chodzący neonik, z pogodą ducha jako remedium na szpitalną biel.

1 komentarz: