poniedziałek, 23 września 2013

pustosen

Nie lubię nie móc spać. Najpierw myślę o tym, jak wielka to strata czasu, który można by było wykorzystać na spanie, po to, by móc jeszcze więcej zrobić na przytomnym umyśle w dniu następnym. Wnikliwy Czytelnik zauważy, że według tego klucza - choć przecież założenia całkiem racjonalne - również odpoczynek jest po to, by było więcej efektów. Może to dorosłość, a może choroba cywilizacyjna.

Wybitne umysły, jak Mero, w czasie czuwania tworzą odezwy do ludzkości, We- the People,  które można potem podpisać i zanieść do Derekcji. U mnie nic. 

Po nocy, gdy sen płoszy się jak nieprzyzwyczajony do ruchu ulicznego koń, powieki kłują przez cały dzień tysiącami małych igiełek. Rzeczy lecą z rąk, brakuje tlenu, wszystkie sprawy ogarnia przemożna hiperbolizacja. 

Łatwiej byłoby znieść tę nagłą niemożność pojednania się z porą odpoczynku, gdybym wiedziała, że w tym samym czasie inni walczą. Efektywność zaś w tym momencie to ulatująca przez uchylone okno zjawa. Sabotażysta więzi międzyludzkich, opartych na współodczuwaniu i traceniu dla siebie nawzajem czasu. Pójściu stu kroków, gdy wydaje się, że mam do oddania tylko trzy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz