czwartek, 1 listopada 2012

sprawy ostateczne

Tak wiele dekoracji mijam, nocą prawie na cmentarzu, bo z powodu choroby Grzybka i wyjazdu Męża ze Skakanką w jego strony - świętowanie przesuwa się na wieczór. Widać , że wszyscy tu już byli.

Jeszcze nie ma po Drugiej Stronie nikogo spośród bliskich. Więc idąc na cmentarz nie tęsknię nie do wytrzymania, może poza samym Tym, co pisze miłością po widnokręgu. I może dlatego nie rozumiem, a tak - czytałabym więcej tekstu w tych dekoracjach, w tych gestach hojności i upiększania.

Gdybym miała wydać jakieś ostatnie dyspozycje, to prosiłabym o jasny nagrobek i prosty bardzo. Za to obok z ławeczką może. I w ten dzień świąteczny - żeby jedynie przynieść różę sztuk jeden. I jedną małą lampkę, maleńką zupełnie, bo choć lubię migotanie płomyka, to nie chciałabym wyglądać w tym dniu jak choinka.

Ważniejsze, żeby na tej ławeczce usiąść i chwilę porozmawiać. Z Nim o mnie i ze mną. Powspominać zwłaszcza dobro, jakie się ze mną komuś przydarzało. Uśmiechnąć się do przywar, "ona po prostu taka była i już". No. Chyba najbardziej w tym dniu nie chciałabym samotności.

2 komentarze:

  1. ja też nie lubię być sama w tym dniu zbyt mnie to przytłacza

    OdpowiedzUsuń
  2. Ładnie to ujęłaś. Będę coś miał w temacie ławeczek ;)

    OdpowiedzUsuń