środa, 2 listopada 2016

królowa fitnessu

W międzyczasie z okazji długo wyczekiwanego długiego weekendu postanawiam zostać królową fitnessu. W ramach zrównoważonego rozwoju i zdjęcia ze świata odpowiedzialności za mój dobrostan.

Okazuje się, że używając wszystkich licznych w domu sprzętów hi-fi, poskładanych przez Boskiego Andy'ego, można uzyskać taki beat, że mało szyby nie wylecą. I na kazdym piętrze i w każdym pokoju, z niesamowitym wzmocnieniem dolby system, a nawet surround, gra to samo. I z kolumien wielkości lodówki.

Dyskotekowe szaleństwo ogarnia i dzieci. Z zamiłowaniem przez wifi puszczamy Coldplay, a równie często Sia śpiewa o swoich Cheap Thrills. 

Odkrywam, że nawet jazda na mopie w godzinach nocnych może być wzbogacona o zumba dance, jeśli do telefonu przypnie się słuchawki i zapuści hity, które z dawnych lat przypominam sobie. Daft Punk oraz starszy znacznie Charles & Eddie. A nawet kompletnie odmóżdżające Safri Duo.

Poniedziałek, który jest ani dniem powszednim, ani wolnym, zaburza nasz odlot w stronę zdrowia i ruchu. Proza życia woła głosami domowników, że sprzątanie. Przesprzątawszy i przegotowawszy przy pop bicie dwa wieczory, oświadczam rodzinie, że odtąd nie będę już sprzątać i mogą sobie sami. Pół godziny póżniej wylatuje mi skutecznie dysk. Ale nie dysk z muzyką, tylko w odcinku lędźwiowym kręgosłupa.

Porażona w zakresie ruchu oraz porażona swoją słownością, nie wiem. Czy nie opłaca się postanawiać żadnych radykalnych zmian w stylu życia, czy mówić rzeczy nieoptarznie. Ile bym dała, by móc pozbierać pranie. O innych, jak noszenie Plusa, nie wspomnę. Każda też rzecz, która spadła na ziemię, pozostaje stracona.

Z wyrazami bólu
Wasza fitness queen bez dysku
Niby że wesoło, ale dziś płakałam i tylko trochę dlatego, ze Dzień Zaduszny.