wtorek, 31 marca 2015

zakątek trupiej czaszki

Przed Skakanką na wiosce otwierają się niebywałe zupełnie perspektywy.
Nie tylko że nowe przyjaźnie, ale jeszcze wyprawy terenowe. Nad rzeczkę o malowniczej nazwie Toporek. Toporek ma w porywach 35 cm głębokości, ale Skakanka z Merry kąpały się w niej już w marcu. (Wczoraj także, więc dzisiaj temperatura ciała nieco wyższa od zalecanej). Kąpiele odbywają się mimowolnie przy okazji budowy zapory bądź wodowania tratwy. Choć zagadką zostanie, jak to się stało, że dziewczynki wpadły do wody na bosaka.

Tratwa składa się ze starych palet oraz przeciwbalastu w postaci pustych butelek po wodzie mineralnej. Lokalna zaś baza do tej pory nosiła nazwę Zakątka Trupiej Czaszki.

Poza tym Skakanka z Merry zbudowały z pudła i patyczków do szaszłyków automat to gry w piłkarzyki oraz kręcą teledysk do piosenki "Włóczykije", którą chciały śpiewać na gminnym top talencie. Ale przegapiły casting. Napisały więc i skomponowały własną piosenkę, do własnego akompaniamentu gitary:

Ref. Życie to nie bajka, to nie film
To historia, którą piszesz ty
Nie zadawaj pytań ciągłych
Bo odpowiedzi znajdziesz w życiu swym.

1. Kiedyś me życie było pełne pytań
a odpowiedzi nigdy nie znałam
lecz teraz wiem, że to nie bajka
ale historia, którą piszę ja.

Cieszę się, że a akcentem na "piszę". Fajnie być mamą nastolatki.

poniedziałek, 30 marca 2015

aromat życia

Plus wstaje i zasypuje mnie uśmiechami. To cud rodzicielstwa, że dla tego uśmiechu człowiek już nie pamięta pewnych niedogodności.

Wichura taka, że być może dach odleci; huśta lampą ulczną, ktora wyłącza się o 5:15 czasu starego, a 6:15 nowego. Z Plusem sobie bowiem czasem oglądamy wioski naszej życie ukryte przed tymi, co śpią.

W salonie lub tym, co z niego zostało na skutek rażących zaniedbań, pachnie kawą. Kawa, pożyczona od sąsiadów, została po gościach z wczoraj. W dzbanku na stole. Sąsiedzi także piekli nam ciasto, które nie zmieściło się do naszego piekarnika w blaszce pożyczonej od innych sąsiadów. Nasza własna blacha została pożyczona DearJacket wraz z ciastem z chrzcin. DearJacket przywozi ją oddać także wraz z ciastem i sprzątają potem z JackJacketem nasz dom przed gośćmi numer dwa. Radzimy sobie bowiem swietnie tylko na fejsbuku.

Aromat kawy nieziemski, biorąc pod uwagę, że już nie piję. Od siedmiu tygodni nie piję. Pod kuchenką leży worek z pampersami. Zużytymi. W tym wieku Plusa ów worek w żaden sposób nie konkuruje jeszcze z zapachem kawy ani siuśkami kota, zostawionymi w wiatrołapie.

Plus dzisiaj zrobił 4 kupy i uważam to za dzień bardzo dobry. Bowiem uśmiecha się nadal i podsypia, zamiast płakać, że boli. W przerwach pracuję dla najlepiej rokującej Fundacji na świecie. Bo to przecież hobby i zapewnia ciszę do słodkich snów Plusa.

piątek, 27 marca 2015

przyszło do mnie samo

Plus dzień ma taki, że obiad spozywam po powrocie Boskiego z korporacji, która nas żywi i odziewa, o dwudziestej pierwszej. W postaci jajecznicy z dwóch jajek. Ale w desperacji pękających pleców od noszenia, i że już nie wiadomo, jak Plusika uspokoić, słucham wczesniej nagranych mi sto lat temu przez JackJacketa konferencji (wielkopostnych - nawet nie wiedziałam, że mój jakże smart fon je mieści, nigdy nie było czasu zobaczyć, co tam jest właściwie). Plus przestaje płakać i też razem ze mną słucha.

I otwiera się dla mnie nagle autostrada języka znajomego, mówi ktoś do mnie Levinasem, językiem godności człowieka; mówi językiem odkłamywania wszystkich iluzji, które z Boga czynią kogoś, kim On nie jest. Polecam więc do słuchania, choć zdaję sobie sprawę z tego, że to, co tak wstrząsająco przemawia do mnie, nie musi do Czytelnika.

Okazuje się, że można mieć rekolekcje wielkopostne, nawet jeśli od 6 tygodni nie bardzo wychodzi się z domu. Rekolekcje, co spadają z Nieba w dziury rozmiarów tych ze szwajcarskiego sera. Pozostaje podziękować Plusowi.

czwartek, 26 marca 2015

telefon do pałacu buckingham

Odbieram telefon. Czy pani zamawiała komodę u nas w listopadzie? Coś było takiego, przypominam sobie. Nieaktualne. Zapewniam, że bardzo mi przykro. Pan w słuchawce mówi, że jemu też, bo od pół roku próbuje się dodzwonić. Wyobrażam sobie te ponawiane telefony za biurkiem obrosłym pajęczyną i żal mi najbardziej szczerze. Chciałabym coś dopowiedzieć na przeproszenie, ale pan się rozłancza.

Podobno do mnie dodzwania się jak do królowej angielskiej. Nie wiem, czy porównanie uzasadnione, bo nigdy do Pałacu Buckingham nie próbowałam. Mój niezwykle smart phone na ogół nie wyświetla, kto dzwoni. Więc taka obrona przed sprzedawcami koców i garnków. Oraz to, że rozmowa przez telefon to zabawa w ciuciubabkę. Nie wiadomo, o co chodzi. Nic nie widać. Nie ma żadnych danych kontaktowych. (Dlatego tak bardzo przemówiła do mnie Basia).

Wobec niemożliwości komunikacji z reszta świata w formie dla mnie najbardziej dostępnej, ponawiam marzenia o pisaniu fikcji. O czym pisała Pani powieść? Co za niewygodne pytanie, myślę. O życiu niemożliwym, odpowiadam. O pragnieniu bycia i jednoczesnym znikaniu. Choć językowo wychodziło nieźle, przesłania nikt by nie uniósł. Bohaterowie utknęli w sytuacji bez wyjścia i mam nadzieję, że oni nie zadzwonią do mnie jak pan z mebli w trzech kolorach, że od siedmiu lat pat taki i przykro.

Poczekam jeszcze kilka lat i prozę zniszczę zupełnie już bez żalu. Chyba że dam bohaterom jakieś nowe zycie na emeryturze. Mojej, nie ich, bo dla nich czas się zatrzymał i zmarszczki mimiczne nadal tam, gdzie były.

wtorek, 24 marca 2015

luksus

Jadę rano z Plusem na szczepienie. Przede mną i za mną rodzice swoich pierwszych dzieci. Razem ubierają w kombinezon, razem uspokajają, przekazują sobie z rąk do rąk największy skarb, żeby nie uronił ani łzy. I choć rozczula mnie ta ich troska, myślę sobie o tym, jak łatwo zdetronizować miłość swojego życia. Teraz nie do wybaczenia jest nieumiejętne chwycenie juniora, niechby tylko zapłakał. Szczęśliwy moment i trudny, w którym wiele z losów małżeństwa się waży. Kto stanie się number one na kilka najbliższych lat. I czy małżeństwo przetrwa.

Zaszczepieni jedziemy. Generalnie but na obcasie wymieniony z kapciem wprawia mnie w nastrój wielce podniosły. By zyskać na czasie usypiającego kołysania auta, wracam przez McDrive. Niech będzie dziś święto, myślę sobie. Życie moje jest tak pustelnicze, że powoli uczę się sama sobie sprawiać radości (choć jeszcze ze sobą nie rozmawiam).

Biorę cappuccino. Głos pyta, czy ciasteczko jabłkowe też chcę. No pewnie. Dziś mam wyjściowe. Pani, gdy mi się objawia, wygląda tak, jakby noc miała równie spaną jak ja. Bowiem Plus w nocy prowadzi bogate życie wewnętrzne.

Na ciasteczku napisane, że ma w sobie coś powalającego. W rzeczy samej, gdy nadgryzam, jabłko ze środka ląduje na moim mejkapie i rękach.  Młody po przełożeniu do wózka pod domem odmawia dalszego snu. Kawa wylewa się na okolice. Ale jeszcze dużo zostaje w kubku. Gdy już śpi, dopijam letnią. To trzecia kawa od przyjścia na świat Plusa. I pijąc ją rozmyślam, że do pełni szczęścia brakuje tylko jeszcze wpisu. Autystyczny taki świat małych radości.

Z wpisem zdanżam już 5 godzin po kawie. Zamiast wieszania prania, co mnie nieco niepokoi.

Trochę się pozmieniało. Ale brak odrobiny luksusu grozi wypaleniem.

środa, 18 marca 2015

a coś więcej?

Skakanka ma jutro dyktando z interpunkcji. Ponieważ Paweł przeżywa cały dzień problemy egzystencjalno-trawienne i praktycznie nie opuszcza moich rąk, uruchamiam zasoby testów on-line. Za dziesiątym ćwiczeniem trafiamy na stronę uczniowskiej samopomocy w zakresie odrabiania zadań domowych. Na pasku z boku pojawiają się coraz to nowe oznaki rozpaczy. "Nigdy więcej wojny" - napisz przemówienie (błagam na dziś!) lub też "Jaki był twój najlepszy dzień ferii" - proszę o pomoc (tu nie wiadomo, czy chodzi o pomoc w walce z amnezją, czy też dziecko dorabia w McDonald's i ferii nie było).

Czytam wszystkie te zlecenia i przypominam sobie. Że w życiu kilka wypracowań napisałam. Chyba najmilej wspominam o Makbecie, choć było i całonocne pisanie pracy zaliczeniowej na studiach na temat metodologii uczenia się. Nigdy za pieniądze, zawsze dla ratowania życia (uczennica od Makbeta niestety nie żyje, zginęła w trakcie skoku ze spadochronem w dniu 18 urodzin). I mówię Skakance, mam już wiele pomysłów na dobre odpowiedzi. Mogłabym pisać cokolwiek. Pamiętam jak "Pod mocnym Aniołem" Pilch miał zawód taki, że pisał pacjentom terapii odwykowej pamiętniki. To było coś.

Ale najpiękniejsze zlecenie odnajdujemy w archiwum: "Zastanów się nad realizacją czynów pokutnych podjętych przez Ciebie w Wielkim Poście" - "Proszę i to na szybko". Pierwsza odpowiedź: "są one dobre aby mieć życie wieczne" (interpunkcja oryginalna). I na to autorka zapytania: "a coś więcej?"

Kiedyś jednak coś nam się w szkole chciało. W erze przed zadane.pl. Albo mi się tak zdaje. Kurtyna.

piątek, 6 marca 2015

podróż za jeden uśmiech

Do Plusa musiały dojść jakieś przecieki na temat rychłej reglamentacji,
ponieważ je tak, jakby miał to być jego ostatni posiłek. Łapczywie i
wydając z siebie dźwięki, jakich powstydziłby się każdy siedzący przy
stole, zaś Gazeta Wyborcza znowu opisałaby jako faux pas ze strony
obrzydliwych wielodzietnych matek w miejscach publicznych.

W związku z ową antycypacją widma głodu, Plus staje się pękaty jak
balonik i cierpi okrutnie. Jego cierpienia, wymagające długotrwałych
procesów pionizacji, odbijania i masowania brzucha, zbiegają się z
widmem mojej dyskopatii, jak się okazuje - jedynie odroczonym (znana
fizjoterapuetka, nasza ex-Sąsiadka-z-Dołu, zapowiadała, że mój kręgosłup
nie wytrzyma ciąży, a jednak dał radę). Szukam patentów na noszenie
Plusa mniej i myślę, że jak kręgosłup trzaśnie, to amen w pacierzu. Bo
leki zwiotczające mięśnie nie tylko ogłupiają dokumentnie, ale też i
skutecznie udaremnią dalszą możliwość karmienia. I obawa Plusa jakby się
spełni.

Plus generalnie ciągle jeszcze pełen jest trwogi. Uniesiona w górę brew
bada nieufnie otoczenie. Mówię do niego najbardziej łagodne i czułe ze
słów, prosto do ucha, i czekam, aż nabierze odwagi i uwierzy światu, że
ten nie zrobi mu żadnej krzywdy. A on ciągle jeszcze nie wierzy.

Choć dziś - w momencie przerwy od kiepskiej formy - uśmiechnął się po
raz pierwszy. Było to olśniewająco piękne - jak słońce w listopadzie.

wtorek, 3 marca 2015

rocznica

Dziś mija rok, od kiedy straciliśmy Okruszka.

Pamiętam głównie wielką bezsilność wobec faktów życia. Rzeczy, których
nie da się zatrzymać żadnym wysiłkiem woli. Radość, co gasnie w pół słowa.

Zawsze tracenie pozostaje szokiem dla systemu, choć niektórzy zaprawieni
twierdzą, że można tracić codziennie, raz na czczo i trzy razy po
jedzeniu. Ja nie potrafię.

Niezapomniana DearJacket, co mnie zawiozła do lekarza, bo sama bym na to
nie wpadła. Załatwiła komplet badań i lekarzy. Gdyby nie ona, czy byłby
Plus?

Gdy wracam myślami do tego czasu, widzę jeszcze ten szok. Nie wzięłam
ani dnia wolnego. Robiłam wszystko, co codziennie, jak żołnierz na
posterunku. Przepraszałam za opóźnienia. Tylko w środku pełna śmierci
taka. Jakbym nie umiała zawołać: hej, dajcie mi spokój, tu się coś
naprawdę stało. Jak kierowca, co wychodzi połamany z wraku auta i mówi,
że ma za pół godziny ważne spotkanie.

Do dziś to taki wielki znak zapytania i do zobaczenia w Niebie.

niedziela, 1 marca 2015

langusta na palmie

Położna na wizycie patronażowej mówi: piękny noworodek. Trudno mi się nie zgodzić. Urodziłam pięknego mężczyznę. Co przypomina mi, że ostatnio coś wyjątkowego słyszałam.

Nie wiedziałam, że jest takie miejsce w sieci, choć człowieka znałam ze słyszenia. "Langusta na palmie". Już nazwa sama podoba mi się ogromnie. DearJacket pisze mi "posłuchaj". I zamieszcza link. Taka krótka wiadomość jak na nasze standardy komunikacji.

Więc słucham TEGO. O pięknym noworodku, który stał się chłopcem z kosza. Słucham i z każdym zdaniem kamienieję, jak Plus, gdy słuchał bicia mojego serca. Z ostatnim zdaniem myślę, że w rzeczy samej na dobranoc mogłabym słuchać jeszcze. Głosu w bezpiecznej odległości, który niczego nie stratuje, a jednocześnie opowiada rzeczy tak bliskie.

Tylko czy uwierzę. Oto jest pytanie. Z zasady bowiem nikomu, najwyżej tylko trochę. Taka usterka powypadkowa. Może jednak pragnienie, by komuś uwierzyć mimo wszystko, jest już dobrym początkiem drogi. W owym nieco innym od wszystkich Wielkim Poście.