piątek, 30 września 2011

zespół konsultacyjny

Utwierdzam się w przekonaniu, że żaden specjalista nigdy nie zobaczy w naszym synu tego absolutnie wyjątkowego, wrażliwego faceta, jakim jest nasz syn.

Więc nie będę się rozpisywać. Grafik biznes łoman powinien zastąpić grafik pracy terapeutycznej, ale na to zarezerwowałam popołudnia i wieczory już od zeszłego roku. Na szczęście baterie doładowane, jest nawet zapał, którego ze świecą szukałam przed wakacjami. I chciałabym się podzielić ze wszystkimi przytłoczonymi rodzicami, co wygrzewają ławeczki pod drzwiami sal ośrodka wczesnej interwencji. Ale dziś przeważała zmiana poranna, czyli same dzieci, i to głęboko upośledzone.

Jedynie dwa zdjęcia wykonane telefonem:
 Wózek taki (zobaczyłam ich tam tego dnia wiele) zaparkowano naprzeciwko mnie. Za drzwiami płakały rehabilitowane dzieci, które nie mówią, często nie widzą i nie słyszą. One płakały tam, ja pod salą.
Toaleta w ośrodku, mam nadzieję, że nie jedyna. Dobrze, że zapachu nie czuć na zdjęciu, musielibyście szybko opuszczać stronę.

Rozmyślam nad wolontariatem w towarzystwie tych dzieci, w końcu w zakresie sokratejskiej cierpliwości jestem ostatnio miszczynią, a zapału nadmiar.

wisełka

Wracając do wyspy Wolin, z której obiecałam wspomnienia i cuda wianki, a zostały tylko zapiski o gumowych rękawicach i domestosie:

Więc tak. Dyrektorzy logistyki, finansów i mediów, ale także zwykli nauczyciele, księgowi i handlowcy. Wszyscy zrównani wymiętym z walizki T-shirtem, kaszą jęczmienną z gulaszem na wspólnej stołówce, problemami wychowawczymi i szukaniem utraconej bliskości z mężem, żoną, która/y kiedyś była fajna/y, a teraz tyran/jędza/frajer/kosmita (niepotrzebne skreślić). No i plażowaniem, piciem markowej kawy w klubokawiarni nieopodal naszego domku typu D, jazdą na rowerach i porannym bieganiem po lesie i wydmach kto chce, bo ksiądz bierze udział w maratonie.

Żadne sekciarstwo, zwykły-niezwykły ośrodek dopasowany gabarytami do rodzin (pralki i sznurki!), a i tak pękał w szwach, zwykła kaplica na pierwszym piętrze, zwykłe, małe tabernakulum i obok niego, zamiast lilii, anturiów i róż - powykręcana i złamana gałąź znaleziona na plaży.

Żeby zabrać przyjaciół, obiecaliśmy organizatorom, że będziemy spać w samochodzie. Na szczęście nie trzeba było.

W tak prostych okolicznościach, okazuje się, także można się spotkać z Miłością, i nie chodzi o nowy związek. A że o tym dużo myślę, to i piszę.

czwartek, 29 września 2011

tablica ogłoszeń

Całkiem możliwe, że niebawem, gdy otworzycie drzwi lodówki, tam też jeszcze przed światełkiem pojawi się neon z napisem: warsztaty rozwoju relacji małżeńskiej - już we Wrocławiu! To zanim w lodówce, jeszcze w okruchach z kolacji.


Też mi się wierzyć nie chciało, że tak szybko, w końcu na dobre rzeczy nieraz trzeba długo czekać, ale poza wszelką otrzymaną ze Stolycy korespondencją, jest już też czarno na białym w sieci, TU.

Tam zbierają zapisy, tu - bawimy się w chodzonego, by znaleźć miejsce ze stosowną infrastrukturą. A nie wszędzie są gościnni gospodarze, i niech na tę kwestię spadnie zasłona milczenia. A nie powinno być to miejsce byle jakie. Choć wspominam, że my sami jakoś pomieściliśmy się w jednym salonie agroturystyki na końcu świata w górach, z kominkiem i starymi skórzanymi kanapami, gdzie ława służyła prowadzącemu za pulpit wykładowy, Arturo zaś okazał się mistrzem upchnięcia naszej paczki w niewielką przecież ilość pokojów. Dodam, że każdy miał swój.


A teraz wysyłam się w stronę spania, boski na wsi szykuje jutrzejszą integrację kadry menedżerskiej, a ja z Grzybkiem mamy zespół konsultacyjny w poradni rehabilitacyjnej. Życzyłabym synowi po prostu zwykłego, spokojnego dnia w przedszkolu, bo specjalistów we wrześniu mamy już powyżej jego i moich dziurek w nosie. Ale we'll give advice, czyli - w dowolnym tłumaczeniu - damy radę.

środa, 28 września 2011

pani jesień

Rano budzi nas mleko. Nie, że kipi, ale za oknem.
Poranki coraz bardziej rześkie, za to kolory coraz bardziej urozmaicone, o ile nie siada na nich nieprzenikniona mgła.

Chciałabym się postarzeć kiedyś tak samo jak jesień: kolorowo, bajecznie, ciepło i ze splendorem. I żeby inni w tych barwach przy okazji też wypoczywali, pisali wiersze i malowali obrazy, a przynajmniej pogwizdywali pogodnie pomimo coraz chłodniejszych nut.

I żeby ostatni liść zleciał niezauważenie, i został ciepły słońcem, wsadzony w książkę jak zakładka.

wtorek, 27 września 2011

języki obce

Dziś w moich progach powitam pierwszego w tym roku szkolnym ucznia.

I na fali pędu do nauki i ja, lektor z dużym doświadczeniem, postanowiłam nauczyć się nowego języka.

Boski Andy bowiem zbiera od lat książki. Na półce stoją dekady podręczników do francuskiego, angielskiego, włoskiego, rosyjskiego, niemieckiego, hiszpańskiego... Spadają z półek, roztaczają zapach lekko przytęchłego kurzu, ale czyż da się walczyć z wieloletnim hobby? Także, zupełnie nie wiem kiedy, boski zaprenumerował chyba - bo tych zeszytów jest tak wiele - kwartalnik o wychowaniu "Być dla innych", wydawany przez Centrum Kształcenia Liderów.

I tam, w jednych z numerów, znalazłam artykuł o języku obcym, którego chciałabym się nauczyć. Jest to język żyrafy. Inaczej, język porozumienia bez przemocy, które opisał pan Rosenberg.

Jak napisałam, język zupełnie obcy. Mój język bardzo często przypomina Rosenbergowski język szakala. Wiecie: krytykowanie, żądania, wpędzanie w poczucie winy. Zaczyna się gdzieś od braku szacunku dla samego siebie.

To od dzisiaj się uczę. Najpierw alfabet, potem, mam nadzieję, przyjdzie i reszta.

Dziękuję Żyrafie za przypomnienie o tym, że wszystkiego można się nauczyć.

niedziela, 25 września 2011

sokratejska cierpliwość

Na błękitnym niebie różowe chmurki, a przecież słońce już zaszło. Że szyby brudne dostrzegam coraz mniej i biorę to za oznakę odzyskiwania wzroku, że relacje idą przed porządkiem.

Obok stolik i krzesełka z rodzącego się w bólach kącika edukacyjnego Grzybka (pani pedagog kazała). Stolik z ikei okazało się, że zasadniczo jest w stanie surowym. To, co z wielką przyjemnością pomalowałam lakierem bezbarwnym w piątek, i zajęło mi ponad godzinę, boski Andy wczoraj usunął papierem ściernym. Na puszce było bowiem napisane: przed nałożeniem kolejnej warstwy zmatowić. Trochę się rozpędził.

W kwestii kącika edukacyjnego jesteśmy jakby więc nadal w punkcie niedalekim od wyjścia.

Na pewne rzeczy potrzeba czasu.

piątek, 23 września 2011

ogłoszenia drobne

Nie wiadomo bowiem choćby ile pisania nie zmieni rzeczywistości, co najwyżej zgrabnie ją opisze, zrobi mały lifting i wyeksportuje do publikacji.

Czasem więc niepisanie pomaga się zorientować, co uwiera i gniecie, i czym warto by się zająć, by powodów do pisania było trochę mniej, albo by zostały te bardziej szczere. Jak na przykład przywiązanie do Czytelników oraz do słów i tym podobnych.

Zatem na fali zmian z Wyspy Wolin, robię porządki w Apteczce obok. Zespół, który prowadzi warsztaty rozwoju relacji małżeńskich, ma w końcu stronę internetową z prawdziwego zdarzenia, którą mogę bez obciachu polecić. Co czynię.

I mam nadzieję, że w końcu poinformuję Czytelników o warsztatach w stolicy Dolnego Śląska, a nawet będę mogła na nie zaprosić w imieniu organizatorów.

Bo chyba czasem warto mniej pisać, a więcej rozmawiać.

czwartek, 22 września 2011

świetlik

Świetlik pod oczy z arniką, za złoty siedem nabyty w aptece wczoraj (Mero świadkiem), wcieram. Likwiduje cienie i worki pod oczami. A także sprawia, że człowiek ogólnie czuje się jakby bardziej wyspany, przewiduję.

Co to bowiem za noc była. Grzybek nie spał, boski Andy nie spał, i mnie także się udzieliło. Nie było osoby bliskiej sercu, o której bym tej nocy nie myślała. Jeśli Czytelnik pyta, "a o mnie też?", odpowiedź brzmi: tak. Do tego stopnia, że zabrakło mi tajemnic odmawianego po omacku i półprzytomnie różańca. Poczucie zadowolenia wszak chce się udzielać na prawo i lewo.

Więc donoszę: choć niewyspana, szczęśliwa jestem. Kto by pomyślał, że kiedyś wydawało mi się, że sen i pisanie to podstawa.

poniedziałek, 5 września 2011

idzie nowe

PRZERWA NA ZASTANOWIENIE NA OSOBNOŚCI.

Okruszyna aktualnie poprawia relacje rodzinne, więcej dialoguje z Szefem, rozwozi CV i szuka odpowiedzi na kilka pytań o przyszłość. Rozkoszuje się ciszą, która w niej nieoczekiwanie nastała.

Czego życzy i Czytelnikom.

Na jesienny blog czeka już w skrzyni przepiękna sukienka podarowana przez uzdolnioną Grafik Dizajnerkę.

czwartek, 1 września 2011

brand new day

A jednak George i Arturo nie mieli racji.

Znaczy okazało się, że toaleta uplasowała się dalej na liście moich palących problemów, które jednakowoż nie były nieważne i znalazły odpowiedź.

Za to w międzyczasie zostałam samozwańczą babcią klozetową i błysku oraz woni fiołków zazdrościli nam zapewne mieszkańcy domku nr 1 i nr 2.

Jeszcze powspominam, bo jest wiele więcej do opowiadania niż domestos i rękawice gumowe. Póki co ogarniam się w życiu w nowej, ulepszonej formule.