Gdy wychodzę do lekarza zakaźnego od chorób od kota, kot wpada do klopa. Cudem ratuje swoje życie i wstrząśnięty biega po domu. Wsadzam go do wanny i myję szamponem do włosów yves rocher, podczas gdy kocię wbija się pazurami w moją wyjściową sukienkę, usiłując ratować życie po raz kolejny. Walkę wygrywam.
Wybiegam z domu mokra, bez teczki z wynikami, bez auta, bo Boski zapomniał i dopiero nadjeżdża. Pani doktór kotów nie lubi i każe wyrzucić.
O piątej rano Grzybek zaczyna wymiotować. O 14:30 Skakanka z kolejnym chirurgiem widzi się w sprawie złamania ręki lub nie.
W siódmych potach na moim legowisku na podłodze odmawiam wszystkie znane mi modlitwy, choć idzie ciężko. Rozmyślam, czy Plus chorując ze mną czuje się równie źle, czy choć trochę lepiej, i że mogło być gorzej, chyba że dolegliwości z Grzybka przejdą i na mnie. Jestem jak jeniec wojenny, repatriant, siedem nieszczęść. Nie reaguję na wygórowane oczekiwania, rozpoczęłam strajk okupacyjny w obronie Plusa. Momentami przechodzący w głodówkę, gdy trudno zebrać siły celem udania się do kuchni.
Choć kluczowi dla poprawy kondycji psychicznej i rozwiązania problemów dużego kalibru ludzie nie mają czasu ani możliwości, od tak wielu osób otrzymuję znaki wsparcia, że pozostaje mi tylko bardzo podziękować. Dziękuję. Uczę się od Was.
środa, 10 września 2014
wtorek, 9 września 2014
kocie życie
Jak cudownym stworzeniem jest dziki kotek. Mały jak trzy grosze, łazi po kątach, bryka w czeluściach, wynosząc na sobie kurzowe trofea.
Gdy człowiek ma wrażenie, że koniec jest bliski, choć to tylko jakaś grypa, i leży na podarowanym materacu na podłodze, wśród stert wszystkiego, bo wyprowadzka, kotek skrada się niespodzianie wylizać mi twarz mokrą od łez. Wszelkie normy bakteriologiczne mając w nosie.
Kotek nie udaje, że kocha za coś więcej niż jedzenie i picie, więc wszystko jest jasne. Taki powiedzmy sobie deal. Nic nie trzeba od niego oczekiwać ani wzajemnie. Wtula się w dres i iska go, mrucząc przeokropnie, bo pamięta, że istnieje instytucja matki i instynktownie mu jej brak. Więc użyczam ja, użycza Skakanka, żeby nie miał emocjonalnych deficytów. Bycie matką zastępczą nie jest bardzo obciążające. Gorzej trochę z kuwetą.
Nocą śnię koszmary, że Plusowi w brzuchu dzieje się krzywda.
Gdy ja na posłaniu Łazarza pobieram korepetycje z samo(nie)wystarczalności, Boski Andy dwoi się i troi. Skakanka ma podejrzenie złamania ręki, zaczęły się wywiadówki. Kampania wrześniowa trwa.
Gdy człowiek ma wrażenie, że koniec jest bliski, choć to tylko jakaś grypa, i leży na podarowanym materacu na podłodze, wśród stert wszystkiego, bo wyprowadzka, kotek skrada się niespodzianie wylizać mi twarz mokrą od łez. Wszelkie normy bakteriologiczne mając w nosie.
Kotek nie udaje, że kocha za coś więcej niż jedzenie i picie, więc wszystko jest jasne. Taki powiedzmy sobie deal. Nic nie trzeba od niego oczekiwać ani wzajemnie. Wtula się w dres i iska go, mrucząc przeokropnie, bo pamięta, że istnieje instytucja matki i instynktownie mu jej brak. Więc użyczam ja, użycza Skakanka, żeby nie miał emocjonalnych deficytów. Bycie matką zastępczą nie jest bardzo obciążające. Gorzej trochę z kuwetą.
Nocą śnię koszmary, że Plusowi w brzuchu dzieje się krzywda.
Gdy ja na posłaniu Łazarza pobieram korepetycje z samo(nie)wystarczalności, Boski Andy dwoi się i troi. Skakanka ma podejrzenie złamania ręki, zaczęły się wywiadówki. Kampania wrześniowa trwa.
Subskrybuj:
Posty (Atom)