piątek, 27 lutego 2015

poza kalendarzem

Wychodzę z domu. Się przejść. Po raz pierwszy od trzech tygodni.

Wydaje się, że to trzy lata. Że jakiś przewrót kopernikański nastąpił, epoka zupełnie nowa.

Wychodzę na wioskę. Znajduję dotąd niewidziane okolice, domy śliczne bardzo (z firankami, których u nas brak) i stwierdzam zdumiona, że świat nadal istnieje. Staram się nie myślec, że on istnieje, tylko to ja uległam pewnemu zanikowi. Bo wygląda na to, że świetnie sobie beze mnie radzi i zmierza prosto ku wiośnie. Ptaków słychać coraz więcej.

W domu czeka kupka strachu, która beze mnie nie radzi sobie wcale. Zapewnia o tym głośno. Ciągle jeszcze światu nie ufa. Obawia się też śmierci głodowej i o każde karmienie walczy, jakby miało nie nastąpić. Robię, co mogę, żeby uspokoić. Żeby zapewnić, że życie jest cudowną powtarzalnością przewidywalnych aktów miłości. Że jest obecnością kogoś, kto się troszczy. Gdy Plus nadal się obawia, że on zaśnie, a ja zniknę, sytego kładę uchem na swoim mostku, żeby usłyszał muzykę, która kołysała go przez te wszystkie miesiące. W ciągu dzisięciu sekund kamienieje i zasypia.

By zejść do serca ludzkiego doświadczenia, trzeba trochę zniknąć. Nawet gdy się wydaje, że świat zamiast w post właśnie wszedł beze mnie w karnawał.

delta force

Plusowi wszystko sie jeszcze miesza. Dzien i noc, wstawanie, spanie i jedzenie, czuwanie i ciekawosc swiata. Doba staje sie pojeciem umownym, w ciagu ktorego wszystko moze sie wydarzyc w dowolnej porze. Macierzynstwo ma w sobie wiele aspektow z zycia komandosa oddzialow specjalnych. W kazdej chwili trzeba moc osiagnac pelna gotowosc bojowa. 

W czerni nocy slychac juz ptaki. To bonus track do czuwania.

Gdybym byla ptakiem, wybralabym wrobla. Bo maly i wszedzie sie zmiesci bez klopotu. Za to serce nadaje mu na wysokich czestotliwosciach. Bywa, ze jest sercem orla.

Lampy uliczne gasna. Gdy ja koncze pracowita noc, reszta rodziny zaczyna pracowity dzien. System zmianowy znaczy. Kierownik zmiany zjadl, pochodzil pol godziny noszony w ramionach, pomruczal, zasnal.

 Sent from my HP Pre



poniedziałek, 23 lutego 2015

5. Edycja

Skonczyl sie Program JA+TY=MY we Wroclawiu. Pierwszy we Wroclawiu, ktory dzial sie obok mnie. Wytrzymalam, choc to nie do wiary.

Przypominam sobie, jak z DearJacket organizowalysmy go po raz pierwszy w 2011. Zebralysmy 9 par z wielkim trudem. Wieszalysmy po calym miescie plakaty. Na koniec przyszli sami znajomi, ktorych przekonalysmy, ze must-be. Zbieralam liscie po parku, zeby przystroic kawiarenki. Parzylysmy herbate. 

Pozmienialo sie. Pierwsze zapisy na luty 2015 przyjmowalam w listopadzie, z pytaniem nie calkiem nieuzasadnionym: czy sa jeszcze miejsca? Zebranie 29 par dzieje sie bez naszego wysilku promocyjnego, moze tylko nadal zapraszamy szczegolnie tych sposrod przyjaciol, ktorzy JESZCZE nie byli, zeby ich to dobro nie minelo. Co do wiekszosci, nie mam pojecia, skad wiedza, skad przychodza. Mysle, ze gdyby na centralnej stronie Fundacji wisial zawczasu nasz plakat, moglibysmy zgloszonej ilosci par nie byc w stanie obsluzyc. Wiec moze lepiej, ze ulegl przeoczeniu.

Nie znam bardziej sensownego podejscia do malzenstwa. I takiego, ktore calkowicie zmienia perspektywe. W koncu wladze absolutna "ja" - owego uzurpatora, ktory probuje wchlonac innosc Innego - sprowadzic do jej rzeczywistej sytuacji. Ukochany Levinas mowil, ze etyka zaczyna sie tam, gdzie "ja" zostaje zakwestionowane. Gdzie slychac prosbe artukulowana przez samo milczenie twarzy Innego: "nie zabijaj". A usmiercac sie wzajemnie w malzenstwie mozna na wiele sposobow, az do diamentowych godow. W chwilach, gdy wydaje mi sie, ze postawienie calego obecnego zycia zawodowego na te idee jest zbyt kosztownym szalenstwem, zawsze pojawia sie para w kryzysie czy sytuacja jakiegos malzenskiego pata, ktora czyni te misje najbardziej sensownym zajeciem na swiecie.

Wiec Program mija, gdy ja walcze z proza zycia w postaci 12 pampersow na dobe. Gdy po ostatnim nocnym karmieniu patrze na twarz Plusa, jak spi, mysle, ze moze byla to rezygnacja na rzecz Poezji, nie prozy. Zaraz Boski wstanie brac dzieci do szkoly. Grzybka po grypie, Skakanke przed 3 kartkowkami. Ja zas po pracowitej nocy powinnam zamiast pisac jakze smart - na chwile jeszcze chociaz zasnac.

Pisanie ciagle uwazam za najtrwalsze dobro ruchome, jakie jest w moim posiadaniu.

Sent from my HP Pre



sobota, 21 lutego 2015

trois couleurs

Pod lampka nocna lezy komplet dlugopisow w plastikowym pudelku. Zaden parker, marka nieznana. Czerwony, niebieski, czarny. Prezent. Artykuly pismiennicze zawsze mnie rozczulaly.

Plus konczy dzien ostatnim karmieniem. Rozmyslam, czy wroci goraczka i dreszcze, ktore uczynily te sobote w zyciu Okruszyny wydarzeniem bez sil i bez sukcesow. Chodzi po naszej rodzinie bowiem grypa. Albo cos. Co na mnie wlozylo bezradnie znaleziony w salonie polar Boskiego, w kolorze zupelnie niedopasowanym do spinki do wlosow.

Mysle o tym maglu cierpienia, poczawszy od szpitalnych historii, ktory towarzyszy tak donioslym faktom zycia i z ta radoscia sie miesza. I gdy po calym dniu zastanawiania sie, czy ja to wszystko ogarne, spogladam na dlugopisy, usmiecham sie do siebie: jakby zapewnienie, jakby watla jak slonce w lutym nadzieja, ze wszystko bedzie dobrze. Ze ubiore w slowa i jakos sie potoczy. Ze ta fabula nie skonczy sie nigdy, nawet jesli radykalnie sie zmieni. Czy zapisana w trzech kolorach, czy z urzadzenia przenosnego nie bardzo jednak smart, skoro nie znane mu sa polskie znaki.

Plus zasypia. I budzi sie. I pewnie tak jeszcze ze trzy razy.

Sent from my HP Pre



środa, 18 lutego 2015

the sound and the fury

Nie rozumiem, gdy mówią o noworodku: "ależ on się złości". Zwraca to
moją uwagę już od pierwszego dnia. Pytam innych mam na sali w szpitalu:
"czy nie wydaje się wam, że one są przerażone, a nie że się złoszczą"?
Czy można się złościć na kogoś, kto waży 20 kilo więcej od ciebie i ma
nad toba całkowitą władzę, w momencie, gdy ty nie wiesz, gdzie się
zaczynasz i kończysz, twój bezpieczny świat legł w gruzach i nie umiesz
sobie nawet podłubać w nosie?

Dlatego od początku słucham, co mi chce Plus powiedzieć swoim krzykiem.
I opowiadam mu, żeby się nie załamywał, że wszystko będzie dobrze i damy
radę. Naprawdę żal mi w tych momentach, że nie rozumiem go lepiej, ale
staram się przekazać, że jestem po jego stronie. Za każdym razem, gdy go
podnoszę, pobrzmiewa we mnie jak zaklęcie: "podniosłem go do policzka i
nakarmiłem go". I za dziesiątym, dwudziestym i czterdziestym jego
wybudzeniem, gdy podnoszę tę kupkę strachu do policzka.

Owoce tego naszego bliskiego dialogu przychodzą bardzo szybko. Plus w
zasadzie nie płacze. Rozmawiamy. Pytam, w czym mogę mu pomóc, bo on sam
jeszcze nic nie może. To na tę wzmożoną uwagę potrzebny jest czas, który
kiedyś zajmowały inne sprawy. Zaraz przylepią mu etykietę "grzeczne
dziecko", ogromnie przeze mnie nielubianą. Grzeczne oznacza, że nie
krzyczy? Noworodek "grzeczny"? Znaczy, że nam "nie przeszkadza"? Czy że
klikudniowe dziecko może być złośliwe? Są na "grzeczne dziecko" i
sposoby bardzo proste. Można też nie reagować na płacz i dziecko za
dwudziestym, czterdziestym i pięćdziesiątym razem po prostu przestanie o
cokolwiek prosić. Kolejnym etapem będzie choroba sieroca, a za
dwiadzieścia lat - terapia, jak będzie go stać.

Przerażenie i złość. Często ze sobą mylone. Może jeszcze dobrze
rozumiane przez weterynarzy, którzy obchodzą się z rannymi zwierzętami.

P.S. Dziękuję serdecznie za wszystkie życzenia i gratulacje. Przez maila
nie mogę na nie odpowiedzieć, choć mogę wysłać wpis.

czwartek, 12 lutego 2015

Zdobywca

Na poczatku byl mala, trzesaca sie kupka przerazenia w wielkim swiecie, ktora nie potrafi sama sobie podlubac w nosie i nie ma pojecia, gdzie sie konczy, a gdzie sie zaczyna. Karmienie bylo nieudolnym dramatem, poniewaz nie pamietal z razu na raz, jak sie je. I zalamywal sie kompletnie. Pierwsze doby przezywal glosno i z pomoca szukanego w desperacji personelu udalo sie znalezc stosowny system, ktoryby pozwolil mu wyjsc na prosta. Teraz moglby nie robic nic innego.

Kazdy dzien to pokonanie jakiejs nowej gorki, ktora tutaj jawi sie jako Mt Everest. Patrze z niedowierzaniem, jak mu przybylo juz odwagi. Przy piersi jest w stanie zawojowac caly swiat, badawczo wpatrywac sie w czerwien mojej podomki, a nawet z impetem zrobic kupe - i potem zasnac. Nadal sie dziwi, gdy go lapie za stopke i nadaje do niej Morsem. Jeszcze bowiem ciale nie wie, gdzie sie zaczyna i gdzie konczy, i ciagle nie umie podlubac sobie w nosie. Ale tyle juz potrafi.

Taki to cud. C-U-D. Ale tej licencji nie sprzedajemy. :)

O koszmarze polskiego szpitala nie bede tu pisac. Jest ranek, czekamy na wiesci, ile spedzimy tu jeszcze, bo juz troche minelo. Mamy obecnie trzecia sale, z inkubatorem wlasnej obslugi, lozko zas od narodzin Plusa zajmujemy juz czwarte. Posciel tylko sie nie zmienia.

Witam go od czwartej rano niezmiennym "dzien dobry", bo kazdy dzien jego obecnosci jest dobry.

Jak widac cos sie dzieje niezwyklego, skoro Okruszyna pisze karmiac jeszcze ze swojego bardzo smart fona, kompletnie pozbawionego polskiej czcionki. A niewiele rzeczy uwaza za okaleczajace jezyk bardziej niz brak znakow, ktorych tu z przyczyn technicznych nie zacytujemy.

-- Sent from my HP Pre



środa, 11 lutego 2015

Plus

Przyszedl na swiat nagle w sobote.
Kilka migawek.
4 rano - panta rhei, wszystko plynie.
4:40 kanapka z maslem i herbata od Boskiego juz idac do auta
5:30 Izba przyjec: "pan jedzie do domu, nic sie nie dzieje."
6:30 Ginekologia septyczna: "jak do 20 pani nie urodzi, podamy antybiotyk" (ja nie urodze? czy mowic im o skurczach, czy nie zawracac glowy, bo wszyscy tacy zajeci?)
7:00 nieudana proba wyrwania parapetu podczas badania ktg (przypominam sobie cos o oddychaniu - czy to w ogole mozliwe?)
7:20 nieudana proba przegryzienia swetra Boskiego, ktory nie zdazyl do domu.
7:40 handel zywym towarem: "przyjmiemy dwie z porodowki, jesli wezmiecie jedna od nas - ma mi sie szwendac po korytarzu?" (raczej wisiec przyklejona do sciany, szukajac gdzies tlenu - kto wymyslil oddychanie? To bowiem niemozliwe)
7:45 porodowka: "pani juz zaraz rodzi."
Oczywiscie nie wierze.
7:55 nieudana proba wyrwania poreczy lozka i zmiazdzenia Boskiemu kosci reki.
8:00 nieudana proba wytlumaczenia poloznej ze lzami, ze najbardziej cierpie z powodu utraty godnosci spowodowanej bolem ("co pani ma takie filozoficzne przemyslenia").
8:10 "teraz, Okruszyna, mnie sluchasz" (kilka komend, one at a time, poniewaz nic juz nie slysze)
8:15 Caly nowy swiat w moich ramionach.

A tak wyglada Plus, jak ma filozoficzne przemyslenia. Pozdrawiamy nadal ze szpitala i dziekujemy wszystkim, co z nami.

-- Sent from my HP Pre



czwartek, 5 lutego 2015

firanki typu instant

Zlewanie się dnia z nocą, choć bardziej dzień nastający w nocy, wreszcie po tak długim czasie znajdzie swoje uzasadnienie. Pory czuwania wypełni troska o wielce praktycznym znaczeniu. Niezmiennie pozostaję wdzięczna za przespane noce ósmego miesiąca, wymodlone zawzięcie i niezwykle skutecznie. Przypomniałam sobie z radością, że w nocy się śpi, a potem jest rano.

Ostatnio jednak lampa uliczna z wioski oświetla przewijak, łóżeczko, ubranka i jeszcze na nich pewien nieład. Okno dachowe zaś opowiada niezwykłe historie. Na przykład całe zachodzi śniegiem, który jak kołdra puchowa okrywa to prawie gotowe gniazdo. Potem topnieje i zamarza znowu.

Miałam bowiem zamiar uszyć firanki. Kupione materiały, obszycia i falbany, ale zadanie już niewykonalne. Nie udało mi się zdobyć żadnego zmysłu męskiego dla idei zakupienia karniszy. Więc firanki czekają na drążki. A mi dobrze radzący mówią, uważaj, czego nie zrobisz teraz, już nie zrobisz wcale. Nie wiem, czy znak to, by do trumny się kłaść, gdy Plus do kołyski, ale uczę się, że chyba to nieporozumienie grube. Chciałabym sie pod tą kołderką z puchu zaszyć, by mi już nikt nie doradzał.

I gdy w noc otwieram oczy i patrzę, co robi lampa, widzę te koronki fantayzjne zamrożonych ściegów śniegu. I jakież one cienie rzucają na ścianę, czyniąc dla mnie Wersal i Pałac Królewski.

I myślę sobie, że On wie wszystko, i mękę drogi niepokonanej do firanek też widział. I że nie patrzy na mnie przez pryzmat tego, "ile jej się udało" i "jaka ona zaradna" (choć bardziej pewne, że co życzliwsi powiedzą, że ciągle jeszcze nie). I teraz na okna kładzie mi takie z najpiękniejszego sukna. I razem sobie w nocy patrzymy.

poniedziałek, 2 lutego 2015

podziękowania

Gdy wracam pierdzikiem z siatami z wioski, w radio na nieznanej stacji słuchacz akurat umawia się ze spikerem, że jego żona dzisiaj wieczorem urodzi. I on jej na tę okoliczność z radia załatwia muzę i pozdrowienia.

Jak wiadomo, styl rozmów na antenie bywa niewysoki. Tak i tu. Ale gdy słuchacz mówi, że oczywiście córka, ale żona dziś cały dzień śle smsy, że boli i ona już nie może, to obaj panowie stwierdzają: "My, mężczyźni, nic nie wiemy o życiu". I jeden z nich dopowiada, że co najwyżej kamień nerkowy mogą urodzić, czego też sobie nawzajem nie życzą.

Ja zaś na swoim antenowym czasie dziękuję wszystkim, którzy komunikacji ze mną nie rozpoczynają od: "jeszcze nie urodziłaś?" Ha, nawet nie wiecie, jak to cudownie zaczynać rozmowę od czegoś innego. Choć oczywiście dziękuję wszystkim za komunikację w ogóle.

Jak wiadomo z lekcji biologii, tu walczą ze sobą dwa hormony: adrenalina - hormon stresu, i oksytocyna - hormon szczęśliwego rozwiązania. Przy czym adrenalina odbiera głos oksytocynie. Potrafi całkowicie. Więc dopóki nie ma w życiu aspektów komediowych, akcji też nie będzie.

Proszę mnie rozśmieszać.