A On wraca. Wraca w miejsce, od którego powinien uciekać, gdzie pieprz rośnie, bo jak nas zbili w ciemnej ulicy, to tam już nie chodzimy. Wraca po przejściach, które nie zrobiły z Niego gorzkiego i przegranego samotnika, w kim odwet by kipił i wylewał się na kogo popadnie. Ta miłość, która Go zaprowadziła na szczyt, teraz mówi: "Nie bój się" obok pustego grobu. "Idziemy razem, bo ja już przeszedłem wszystko, co można było przejść".
Co za optymizm, co za wiara w człowieka, co za niezniszczalna pogoda. Co za miłość zupełnie na serio i nieodwołalnie.
Wchodzę w to. Normalnie w to wchodzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz