wtorek, 31 maja 2016

własne pięć minut

Ściągam z kanapy umiarkowanie ozdobny i płaski jak naleśnik jasiek, kładę go na mikrodywaniku na środku livingroomu i spoczywam. Są takie szczyty niewyspania, że nieważne gdzie, ważne, by się położyć. Nie przeszkadza mi brak amortyzacji, nic mi w ogóle już nie przeszkadza. I że twardo, a ja taka delikatna, i krucha, że można by pomyśleć, że się na podłodze potłukę. Plus bierze drugi jasiek i kładzie się w moich nogach.

Myślę, ile to spraw minie nieopisanych. Moje nocne wojny z mrówkami przy pomocy wszystkiego, które wypełniały szczelnie wieczory do podania Skakance antybiotyku o pierwszej w nocy. Czytanie etykiet na specyfikach, które napisano takimi literami, że już ich nie widzę. Choć i strony www są dla mnie coraz mniej czytelne, i druk w książkach wygląda także na zbyt mały. Przez co losy Salander nadal są dla mnie niewyjaśnione. Jeśli kolejny kryminał, to też jeden tom niech ma 700 stron. Ja, która na dnie duszy jestem hobbitem, nie znoszę zmian, w szczególności pożegnań. Więc potrzebuję bohaterów, którzy pomieszkają ze mną rok lub dwa.

Mrówki spędziły tu dla przykładu całą zimę. Na skutek jednak ich majowego pędu do rozmnażania zaczęły być wszędzie. Miarka się przebrała zdecydowanie, gdy zjadły moje miętowe landrynki.

Wczoraj ogłosiłam zwycięstwo i nagłe ich zniknięcie. Gdy w moim zdaniu oznajmującym zapadła całkiem tryumfalna kropka, na deskę do krojenia weszła mrówka większa niż poprzednie. Czyżby zastęp w ciągu doby się zmutował ku silniejszej odmianie?, martwię się bezgłośnie.

Gdy plackiem leżę na mikrodywanie, nie martwię się już o nic. Istnieje taki poziom martwienia, że po nim następuje swego rodzaju otępienie. Leżąc plackiem nie mam już żadnych zaległości, żadnego żalu i żadnego braku.

Spędzam tak całą wieczność, to znaczy pięć minut. Przychodzi Skakanka i mówi, Mamo, to kiedy robimy ten niemiecki. Plus wyciąga na mikrodywan zawartość mojej torebki, zwłaszcza karty do sklepów z biżuterią, którą przecież kupowałam tylko na prezenty. Wygląda na to, że życie prowadzę światowe.

A przecież podobno jestem współautorką książki o tym, jak prowadzić higieniczny tryb życia i to nagrodzonej ostatnio.


3 komentarze:

  1. Ślicznie wyglądasz ;)
    Dzieci kiedyś dorosną. I nawet niemiecki będą odrabiać same. I wyprowadzą się...
    I... będziesz sobie tłumaczyć, że co prawda nie wraca a już jest po północy ale przecież no news is good news (to się zawsze sprawdza).
    Serdeczości! (przede mną ostatnia osiemnastka...)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agatko... przeraziłaś mnie nieco... :( chyba jeszcze nie jestem gotowa na no news is good news.. ;)

      Usuń
  2. ileż spraw umnknie nieopisanych... choć tak by się chciało uwiecznić - sił brak...
    przeżywamy niezwykle podobny czas... tylko u mnie mrówki na szczęście zasiedliły jedynie ogródek...
    :******

    OdpowiedzUsuń