Rozmazuję makijaż, jakimś cudem tego przedpołudnia przymontowany do twarzy, na której niewyspanie już nieopisane namalowało dodatkowe koleiny. Rozmazuję, bo mi się oczy pocą w mojej wolontaryjnej pracy ratowania świata, w której świat ratowany najczęściej ma w głębokim poważaniu te jakże syzyfowe prace. Można było się przespać, pójść na spacer, cokolwiek innego zrobić zamiast świat ratować, to zajęcie przereklamowane i gdy staje się nienormowanym sposobem na życie, nie daje spodziewanej radości z dobra. Raczej cierpienie. Paradoks taki.
Myślę, szukając w głowie połączeń neuronów odpowiedzialnych za spokojne życie, że Plus jak biega, to się przynajmniej rozgrzeje, zwłaszcza że lato wyszło na papierosa i nie wiadomo, kiedy do nas wróci. Nie mam żadnych spodni, w które wchodzę. Mieliśmy jechać znaleźć jakieś gdzieś, ale sytuacja w domu wymknęła się spod kontroli. Poza tym "gdzieś" i "jakieś" słabo nadaje się na cel podróży dla wyszukiwarki GPSa.
Zaczynam dzieciom opowiadać narrację o świecie zastanym. Śmieją się i słuchają bardziej niż instrukcji i próśb, które na ogół trzeba kilka razy. Skakanka mówi, mamo, mamo, napisz o tym książkę koniecznie!!! zarobisz z tysiąc złotych.
Mimo kuszącej wizji wzbogacenia, książki nie napiszę, nawet blog jakby w miejscu przystanął. Grzybek za to, ze swoją unikatową dysgrafią, zakłada swój pierwszy w historii dziennik. I pisze o uciekającym babanie.
Spokojne życie, fabularyzowany dokument.
jakże tu miło :)
OdpowiedzUsuńjak zwykle
miło że wpadłaś :)
Usuń