sobota, 20 maja 2017

tobie bałagan nie przeszkadza*

Plan jest prosty: z powodu niskich temperatur i wiatru w porywach, pozostajemy w twierdzy wewnętrznej naszego domu, którą w końcu doprowadzamy do niejakiego ładu. Co powinno zająć dwie godziny do południa.

Prawie się udaje, choć koło połodunia dopiero okazuje się, na co się porwaliśmy. Bo zdaje się, że nie sprzątaliśmy całościowo przez jakiś miesiąc (jak ten czas szybko leci, pomyślała Okruszyna). Na dole jeszcze jeszcze, ale góra, jako private, uszła jakby uwadze i to dosyć skutecznie.

Największą batalię ze sobą i synem staczam w pokoju Grzybka. Dla niego każdy przedmiot ma wartość eksponatu precyzyjnie przypisanego do stałego miejsca i skatalogowanego w Genewie. Choćbny było to światełko od pojazdu lego o śrenicy 4 mm, co przy pogłębiającej się mojej dalekowzroczności jest rozmiarem niemal nie do uchwycenia.

Tłumaczę Grzybkowi, że ta ilość kurzu nie tylko powoduje duszności, ale w nocy roztocza chodzą po nim i po kawałku go zjadają (Mamo, mogłabyś zaoszczędzić mi tych szczegółów, mówi mi, ma bowiem do świata podejście naukowe i fakty bierze na serio). W sumie muszę to sprawdzić, myślę, bo może gram nie fair.

"Południe" wraz z końcem sprzątania przypada na godzinę dziewiętnastą. Mam poczucie sukcesu tym większe, że znaleźliśmy brakujące części do zadania domowego z pracy techniki, pogrzebane pod stosem wszystkiego na biurku, a także kilka kompletów pasteli olejnych, dokupowanych co kwartał z powodu braku poprzednich.

Zsuwam się nieprzytomnie po schodach na dół i kątem oka widzę home office, które posprzątałam na błysk tydzień temu. Również po wielkiej przerwie na zrelaksowane podejście do porządku. Spędziłam w nim w zeszłym tygodniu na pracy koncepcyjnej łącznie koło 10 godzin, a jednak wygląda, jakby przesżło przez nie torando. Czy procesy twórcze są w nas tak gwałtowne, myślę o sobie i dzieciach, że bałagan generuje się jak poltergeist? Choć bardziej idę w tę stronę, że bałagan podstępnie rozrasta się, gdy śpimy, i rano zastajemy go jeszcze bardziej, niż zostawialiśmy sprawy wieczorem. Wystarczyłoby wstać i poświecić latarką, by go przyłapać na gorącym uczynku.

Wyruszam ze Skakanką na wieczorny zakup pod miasto i w radio słyszę, jak mówią, że dziś noc muzeów. Mam wrażenie, że w muzeum spędziłam cały dzień. Kolor wody po wytarciu regałów - niezapomniany.

Obiecuję sobie, że od teraz będziemy sprzątać porządnie codziennie. Wiem w głębi, że to znaczy, że mniej więcej znowu za miesiąc.

*powiedział mi kiedyś Boski Andy, ale to nieprawda. Po prostu bywa drugorzędny w stosunku do innych rzeczy. W tym własnych możliwości.

1 komentarz: