niedziela, 9 lipca 2017

osoba po przejściach

Przejścia były takie, że niejedno amerykańskie tornado w Texas Panhandle niech się schowa.

Pozwoliły mi docenić wszystko, co mam - wspaniałego męża, cudowne dzieci, wiele bliskich mi osób. Wszyscy dookoła zdrowi, nie spaliliśmy się także i z całą pewnością nie wybuchła jeszcze III wojna światowa.

Mimo to przejścia odebrały mi wewnętrznie mnóstwo rzeczy. Wiele wymiernych, ale najtrudniejsze są te, których nie da się zważyć ani zmierzyć. Poznać można ich brak po tym, że smażenie jajecznicy wydaje się wyzwaniem równie wielkim, jak odkrycie radu i polonu. Po bólu, który odbiera rozum i przed którym nie ma takiego kąta, gdzie by się można schować.

Przejścia zabrały mi obraz świata jako czegoś logicznego i układającego się w integralną całość. Poczucie własnej wartości. Zaufanie do siebie, że umiem dokonywać dobrych wyborów, bo w jakimś sensie ściągnęłam przejścia na siebie, stawiając na osoby i projekty, które poszły w kosmos i to w ciągu jednego dnia.

Trzymam się nieźle. Wiele wkładam w to, by tak było. Trochę też wkładam w to, by tak wyglądało. Choć generalnie w życiu stawiam na uczciwość.

Przez ostatnie trzy miesiące poprowadziłam dwie serie warsztatów dla kobiet. Spotkania te pokazały w tym kosmicznie trudnym czasie, że prowadziły mnie przy ich układaniu dobre intuicje. Otworzyły dla mnie niezywkłą przestrzeń bycia z samą sobą i troski o siebie, która gubiła się w byciu dla wszystkich.

A jednak - nie umiem nawet opowiedzieć, z jak wielkim ciężarem się zmagam. Tak wielkim, że wydaje mi się, że go nie uniosę i sobie nie poradzę - choć chciałabym sobie radzić świetnie i wiem, że super girls don't cry. Rozpadam się w środku na kawałki, które składam z powrotem, i na drugi dzień znowu mam kupkę skorup.

Proszę, nie bójcie się mojego cierpienia. Nie zarażam. Nie spotka Was to samo, co spotkało mnie. Wysyłajcie mi smsy ze zdjęciami Waszych wakacji. Z głupimi kawałami. Ze ślicznymi kotkami i pieskami. Memy o naszych politykach. Odważniejszych zachęcam do chwycenia za telefon. Nie odmówię wypicia też razem kawy. Możemy rozmawiać o najnowszych trendach w modzie. Nie musimy rozmawiać o mnie. Nie musisz mi nic radzić. Możemy też razem pomilczeć.

Między nami - boję się, że będąc tylko sama ze swoim cierpieniem, wkrótce zwariuję.




6 komentarzy:

  1. Kurczę, za daleko mam na te kawę. A bym chętnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z konieczności logistycznej i niezręczności telefonicznej przyjmuję formę wsparcia przez wspólne milczenie z Tobą.
    Milczę też o Tobie przed Bogiem, jak zawsze. Zresztą wczoraj, na mszy o 17:00 na Służewie, w czasie komunii jakoś bardzo mocno zaległaś mi na sercu.
    Ściskam czule!
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem bardzo poruszona tą pamięcią. Zastanawiam się bardzo, kto kryje się za tym M. i do kogo wędruje moja wdzięczność.

      Usuń
  3. Dziękuję i dziękuję Ci za list!

    OdpowiedzUsuń
  4. Z kawą to koncept dla mnie nie zanadto stosowny, aliści naleweczka jaka zacna jakby się znalazła, to przecie nie odmówię, a może i swoją przyniosę?:) Głogowa na ten przykład wielce akuratna na sercowe turbacje...:) Orzechówka na żołądek, aliści nade wszytko batiarówka: ta i przejścia zasypie i tunel wykopie, konia ujeździ a i ludzie czeguś po niej jakby do strawienia lżejsi...:)
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń