sobota, 1 listopada 2014

manikiur

Pomalowałam paznokcie i na klawiaturze suszę. Przegrzewający się procesor wspomaga health and beauty. Może health trochę mniej, dodaję po namyśle. Manikiur to dla mnie zawsze strata czasu i zwlekam, dopóki w sklepie się nie wstydzę, podając należną kwotę.

Ostatni raz malowałam na szkocką eskapadę tydzień temu. W nocy przed samolotem, który wzniósł w chmury mnie razem z Plusem. Plus, co dopiero co spadł z Nieba, mógł w swoje rodzinne okolice się wybrać i mam wrażenie, że podobało mu się. Latanie ma w sobie coś zupełnie czarodziejskiego, nie tylko, że kupa złomu podrywa się i zyskuje prędkość osiemset na godzinę. Latanie też odrywa człowieka od ziemi i pozbawia nadbagażu. W krótkich minutach startu staje człowiekowi przed oczami całe życie, a potem z góry wygląda na bardziej manageable niż na ziemi. Ale pomalowane naprędce lakierem bezbarwnym paznokcie przylepiły się wtedy podczas tego, co z nocy zostało, do poduszki. Zostały z całej pracy nędzne resztki, temat na wpis.

Nie pierwszy to raz do beauty zabrakło cierpliwości. A przecież Pan Bóg po coś też dał ciało, zanim rozsypie się na proszek.

Wyschły. Jedziemy. Dobrego świętowania.



4 komentarze: