poniedziałek, 19 września 2016

teren podminowany

Wchodzę z ogródka do kuchni, by podać obiad rodzinie. Odkrywam pokrywki z garnków i uderza mnie zapach niezwykle intensywny. Na początku powtarzam sobie, że zapach potraw niekiedy bywa mylący i nie stanowi przesłanki do wyrokowania o smaku. Potem próbuję sobie przypomnieć, jakich dodałam przypraw. Wraz z intensyfikacją woni do momentu szczypania w oczy zastanawiam się, czy jarzyny dodane do mięsa z mrożonki mogły być zepsute. W końcu nachodzą mnie pewne podejrzenia.

- Nie wdepnęłaś w coś? - pytam Skakanki.

Sprawdzamy jej buty. Ok. Zaglądam w moje żarówiasto różowe imitacje słynnego obuwia marki Crocs i oczom moim ukazuje się gignatycznych rozmiarów mina poślizgowa, zostawiona prawdopowodobnie przez kota. Lub, sądząc po wielkości,  przez tygrysa. A jeśli to nasz kot był, to znaczy, że nie głoduje, choć wydawało mi się, że karmimy słabo.

Z przyczyn technicznych (sytuacja wymagała zamknięcia piętra i zatarcia śladów) obiad opóźnia się o pół godziny. I po co ja powiedziałam umierającemu z głodu Boskiemu: "nie jedz już kanapki, zaraz jest obiad"?

4 komentarze: