poniedziałek, 6 kwietnia 2015

pindzia szczotka

Skakanka po drodze ze świątecznej wizyty dzieli się z nami w aucie trudnością ze znalezieniem nowego pseudonimu do Bandy znad Toporka. Nie widząc powagi sytuacji, zaczynamy na wesoło. Koza, Koza nostra, Koza z nosa. Ale przecież będą się z niej śmiać. Skakanka grozi nam, że pozostanie przy Emo, co oznacza człowieka pytającego o sens życia. I mimo iż wydaje mi się to nie całkiem głupie, poszukiwania stosownej ksywy trwają nadal - ku naszej coraz większej wesołości, a jej pogłebiającej się rozpaczy.

W końcu Boski mówi: "Pindzia Szczotka". Skakanka się obraża (wieczorem oglądamy z Bratem Bliźniakiem przywiezionego z UK Misia Paddingtona i pytam Skakanki, czy nie dałoby się obrażać jak nastolatka z tego filmu - z opuszczeniem miejsca zdarzenia, ale bez trzaskania drzwiami).

Dziś problem został rozwiązany. Skakanka wymyśliła "Roxy Sweet" (wolałam zdecydowanie Emo). Boski mówi do mnie na boku: "proponowałem jeszcze Princess Lea. Bo na wszystko leje" - i tu ma na myśli pewien rozdźwięk pomiędzy jego wyobrażeniem, jak powinien wyglądać pokój pilnej i pracowitej pensjonarki, a rzeczywistością fantazyjnego nieładu posesji naszej córki.

I gdy tak sobie dworujemy, wiem przecież, że uczucia dziecka trzeba oddawać w postaci echa, by mogło sobie samo układać w głowie. Ale przy ksywie nie bardzo dało się od żartów powstrzymać.

Czy już pisałam, że fajnie jest być mamą nastolatki?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz