środa, 1 kwietnia 2015

zmiany czasu

Wieje nadal. Wczoraj jeszcze opad. Jak w Szkocji - poziomy, tylko nie mam ortalionów typu overall, więc gdy wózek do bagażnika wkładam, jestem cała mokra. Potem okazuje się, że wyjazd spóźniony o godzinę i wracam. Zmiana czasu bowiem widoczna na zegraku nie zrobiła na mnie dostatecznego wrażenia. Gdy wózek, w warunkach meteo jak wyżej, z bagażnika wyciągam, zatrzymuje się przed bramą auto typu SUV, jakim zawsze myslałam, że tylko mafiozi. Pan starszy ode mnie się wychyla i gdy już myślę, że szuka ulicy, pyta, czy mi pomóc. Zszokowana gestem szybko odmawiam i zastanawiam się, czy ma sam żonę z niemowlakiem, że wie, iż potrafi wyobrazić sobie, że taka pomoc bywa potrzebna. Gdyby nie zaskoczenie podziękowałabym jakoś wymowniej. Ciekawe, że dobro zaskakuje nas bardziej niż jego odwrotność.

Życie nocne ma w sobie coś odrealnionego. Najtrudniejsze te podbudki po pół godziny od zaśnięcia. Staram się rejestrować pory wstawania, chodzenia, karmienia, ale we wspomnieniu rano wszystko się zlewa w jakiś jeden niewyraźny czasociąg. Wiem, że wczoraj o 3:45 odżyła pamięć o zadaniu domowego Grzybka. Zsunęłam się więc schodami w dół i rozpoczęłam przygotowywanie zadanych wydmuszek. Rano je odnaleziono na stole.

Do niewymownych radości nadal zaliczam pisanie, choć bez kawy. Plus zaś zaczął rozmawiać w swoim języku obcym. Czarujące jest to, że on uczestniczy w dialogu i po twarzy widać, iż naprawdę jest przekonany, że rozmawiamy. Dla takich chwil warto zatrzymać czas między jego zmianą z żimowego na letni i odwrotnie.


2 komentarze:

  1. Czule wspominam pana z fioletowym nosem (nie, nie od zimna), który biegł ku mnie szamoczącej się z wózkiem na chybotliwych schodach na podwórze, krzycząc - "Niech pani poczeka, przecież ja pani pomogę". Gdybym go spotkała na ulicy, pewnie raczej omijałabym z daleka...

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja pamiętam jak się wystraszyłam, kiedy pochylona nad otwartą przednią klapą samochodu szukałam chłodnicy i pan w garniturze zaproponował mi pomoc.... autentycznie myślałam że zaraz zginę bo to przecież nienormalne... a Pan podciągnowszy rękawy koszuli dolał mi swojego własnego płynu do chłodnicy, poczekał czy odpalę, sprawdził czy wszystko w porządku i poczekał aż ruszę z miejsca i dopiero odjechał. A ja bałam się do końca całej tej procedury :) Oto co ten świat z nami robi ...
    Wspaniałych Świąt Kochani :*******

    OdpowiedzUsuń