Nocą już jedziemy obwodnicą, z nami jedzie umywalka z szafką. Mieliśmy czasu na wybór kwadrans do zamknięcia sklepu. Kolejni pasażerowie to kafelki, muszla i deska. Nie-samoopadająca, choć proponowano. Gdy w ciągu pozostałych nam trzydziestu sekund podjęliśmy życiowy wybór o specjalnych, oferowanych za jedyne czterdzieści złotych zawiasach, okazało się, że w tej wersji akurat dzisiaj nie ma. Więc deska będzie spadać szybko i z hukiem, i nie wiem, czy się mamy martwić, że tacy niewybredni. Dumna jestem z naszej wolności wewnętrznej, słuchając audycji w aucie o stoickim spokoju. Świat materii mija stoika, żadne dzianie się nie koliduje z poukładaniem zalet ducha.
Przegapiamy zjazd i jeszcze mówię, że nic to, wolna w środku taka, choć wieczór jeszcze miał zlecieć na pracy.
Na miejscu jednak okazuje się, że kafelkarz z naszej przeskromnej łazieneczki zrobił rzecz jeszcze skromniejszą, zapominając o ozdobnych listwach. Szukam swojego stoicyzmu, patrząc na nieodwołalność materii, i modlę się w duchu, by dzisiaj już nic więcej mnie nie zaskoczyło.
Rano z kafelkarzem ustalamy, co wymyślić by można dla odmiany, a potem wspinam się po prowizorycznym rusztowaniu z palet i desek na piętro. I mierzę kolejne metry, rysując w rzutach, żeby tu już na pewno wyszło. Niestety potem, na skutek lęku wysokości jako jednego z palety wszystkich innych - nie jestem w stanie zejść. Znosi mnie pracujący na sufitach Ukrainiec, z którym nie udaje mi się słowa zamienić, bo nie te języki; za to on w lot łapie, że jeśli mnie stamtąd nie zrzuci, zostanę na piętrze do śmierci głodowej. Na dole odbiera Boski Andy.
A gdzie emancypacja, gdzie samodzielność, gdzie wolność choćby zewnętrzna.
Sądząc po stoicyzmie to wewnętrzna jest... A to już dużo... :)
OdpowiedzUsuńu nas kafelkarze wchodzą w czerwcu i to dopiero w połowie choć wszystko już prawie mamy. mam nadzieję że wpadek nie zaliczyą :D
OdpowiedzUsuń