Mamo - mówi Grzybek, gdy odbieram go ze szkoły - każdy bohater ma swoją tożsamość.
Masz rację synku, odpowiadam. Znasz bardzo mądre słowo. Ja zrozumiałam je dopiero na studiach. (W głowie obracam wszystkie definicje podmiotowości i ich narodzin w renesansowej Anglii).
Tak. Bo ty mnie nauczyłaś - Grzybek na to - że tożsamość znaczy "to, kim się jest".
I przypominam sobie jak przez mgłę, jak parę dni temu stoję nad pełnym zlewem i Grzybek pyta mnie - "Mamo, co to jest tożsamość?"
On zapamiętał tę bez znaczenia, jak mi się zdawało, wymianę. Ja nie. Czyli pamiętają, myślę, nie wrzucamy do dziurawej studni. Oby tylko wrzucać dobre rzeczy.
Dziś sobota i od rana nic nie wychodzi. Poza wpisem na blog.
Bo taka aura, wysysająca energię. Też tak miałam, ale teraz, już po burzy, jest rześko. Słyszałam takie powiedzenie: dziecko jest jak walizka, co w nią włożysz, to później wyjmiesz :-)
OdpowiedzUsuńTutaj burza dopiero godzinę temu :)
UsuńOj wpada, wpada i kiełkuje... byle ustrzec od chwastów...
OdpowiedzUsuńsłowo ... nic wielkiego.... a jaka wielka odpowiedzialność ...
OdpowiedzUsuń