niedziela, 13 lipca 2014

karkówka

Boski Andy wczoraj jedzie po drobne zakupy do wsi. W ich centrum jest karkówka na niedzielny obiad.

W nocy o drugiej słyszę "Czy schowałaś mięso do lodówki?" - i jako żywo z otchłani pamięci wyławiam, że żadnego mięsa nie było. Odwołuję się do resztek rozsądku Boskiego, by nie szedł do auta na poszukiwania w bagażniku z powodu okoliczności mocno już nocnych.

Dzisiaj po karczku ani śladu. Po kościele Boski jeszcze szuka go u fryzjera i w sklepie, gdzie ewentualnie mógł zostawić, i martwi się bardzo, że gdzieś ześmierdnie.

Ostatnie dni upłynęły mu pod znakiem kiełbasy, którą kupił w ilościach hurtowych na ognisko menedżerów, gdy ja załatwiałam sprawy we Wrocławiu. I potem jadł ją na wszystkie posiłki, nie dając się przekonać, że zdrowiej będzie dać kotu.

Z karkówką jednak przegrał. Schowała się, zarządzając przerwę od posiłków mięsnych. Na obiad będzie mój number one spośród kuchni polskiej: placki ziemniaczane. Jasne, w kolorze złota, z młodych ziemniaków.

Do kuchni wlatuje młodziutka jaskółka. Chowa się za czajnikiem, potem przez otwarte na oścież okno zwracamy jej wolność. Ale na placki też ją zaproszę. Idę smażyć.

2 komentarze:

  1. Jak jaskółka to prawdziwa wieś ;))
    U mnie latają jerzyk.

    OdpowiedzUsuń
  2. mm... placuszki ziemniaczane pychotka.. ale na robiłaś mi smaku no ja tak miałam podobnie kilka razy ale to nie była nie moja tylko Pani sprzedawczyni wina bo nie dała tego co powiedziałam zapomniało jej się a ja 100% że kupiłam.

    OdpowiedzUsuń