Idzie burza. Tu w związku z okolicznościami meteo sprawy się nieco
komplikują. Burza oznacza nie tylko, że zaraz zaczną w kredensie tańczyć
szklanki, ale że też nie będzie prądu - i nie wiadomo, kiedy potem
wróci. Więc korzystam z ostatniej chwili, żeby coś napisać. Jest już
dosyć ciemno i warto by zawczasu zlokalizować świeczki i zapałki.
Pralka wylała ponad rozum, ktoś przełożył wąż z wanny na zewnątrz. To
dobrze, bo w kuchni dzieciaki rozlały fantę i mam całe wiadro zebranego
z łazienki, żeby przelecieć w kuchni.
Boski pyta, czy nie boję się sama. Gdyby nie pytał, bym nie wpadła. Ale
że pyta, zaczynam myśleć. W nocy więc ze strachu nie idę sprawdzić, czy
zamknęłam drzwi wejściowe na klucz. Bo jak nie, to ktoś już mógł wejść
do sieni. Rano, gdy upał otwiera oczy, idę sprawdzić ile stopni na
futrynie. Drzwi były całą noc jednak otwarte.
Jak widać, bać się nie ma czego.
Lepiej na wszelki wypadek dziś nie ry(d)zykuj:)))
OdpowiedzUsuń