Trudno się wraca, choć z wielkim impetem przez burzowe turbulencje.
Nie tylko, że tu czeka masa cała. Że jakby mury domu porwało i jest tylko pole namiotowe z krzesełkiem do spania, bo ani wyprowadzeni, ani wprowadzeni w brak podłóg, futryn i schodów. Kładę się spać jak na dworcu centralnym, powoli tracąc wszystkie punkty podparcia.
Zawodowo przechodzę już całkiem do roli "airy nothing" i myślę, że pora dać sobie spokój i przejść na zasłużoną emeryturę. I tam moje punkty stabilizacji są jak piórko na wietrze, pajęczynka obietnic, co się rwie przy zmianie frontów.
I myślę sobie, jak tu żyć, gdy wierzyć nie potrafię nikomu. Taka przypadłość, po życiu przejechanym wielokrotnie przez walec. Potrzebny zakład pracy chronionej, co chroniłby Okruszynę i małego Plusa, nie zaś rosyjska ruletka i tony pracy, która ma się zrobić w zasadzie sama.
W rzeczy samej, nikt mnie nie uratuje.
I myślę sobie, jak tu żyć, gdy wierzyć nie potrafię nikomu ....
OdpowiedzUsuńtrafiłaś w punkt centralny mojego aktualnego życia.. nie ujęłabym tego lepiej...
szkoda że i Ty też...
pamiętam :*
a może do nas na wakacje? :)
OdpowiedzUsuńPrzytulam...
OdpowiedzUsuńech czasami nie jest aż tak jak by się chciało trafić z pracą jest naprawdę trudno dzie ludzie się szanują a nie tylko kłody pod nogi podkładają...
OdpowiedzUsuńDziękuję. Może po prostu nie powinnam pisać w chwilach słabości :)
OdpowiedzUsuńII tam.Właśnie ,że pisz. W chwilach słabości i mocniejszych także. Po alkoholu i na trzeźwo. Podziel sie z nami, sobie ulżyj, nie zrażaj się. A ludziom tak do końca nie ufaj. No w każdym razie nie wszystkim. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń