Na wsi do drzwi puka jesień. Nie czeka na żadne tam "proszę". Choć drzwi zamykam, wciska się każdą szparą. Palę pod kuchnią. Przetykam komin. Myślę o kobietach na wojnie, których mężowie walczyli w okopach i one nosiły drwa, gotowały i troszczyły się o latorośle - swoje i te osierocone przez dziejową zawieruchę.
Dzieci mam teraz piątkę, plus Plusa, plus chorego kotka. Kotek leży podłączony do poduszki elektrycznej. Wczoraj i dziś na zastrzykach i kroplówkach, odmówił bowiem jedzenia. W zagrożeniu hipotermią, najchętniej byłby lulany w ramionach, ale przecież nie da się ciągle. Wygląda jak kotka ćwiartka. Więc mu gotuję i grzeję także, myśląc, jak to się będziemy jutro pakować i w siną dal jechać.
Ja sama też sina, bo zimno, a wyprałam akurat wszystkie ciepłe rzeczy. Zwiodło mnie słońce, co się przez szybkę uśmiechało rano.
Stos naczyń nie reaguje na prośby, by choć raz dorósł i umył się sam.
Wszystko wokół wymaga opieki i tylko czasem jakby pytanie takie, czy ktoś nie mógłby zaopiekować się opiekunką. Ściskam w ręku biały kamyk, wierząc, że wojna wkrótce minie.
Minie.
OdpowiedzUsuńoj niestety jesień wkracza ostatnio moja koleżanka powiedziała zobacz jakie te liście pomęczone jak już jesień idzie...
OdpowiedzUsuńa dla kotka dużo zdrówka :D
To może Cię (Was) chociaż przytulę :), co?
OdpowiedzUsuń