niedziela, 21 grudnia 2014

na końcówce baterii

W kominku dogasa. Komputer wyświetla, że zostało mu baterii na ledwo. Podobnie się czuję w zakresie sił sprawczych. Kwestia pokonania jeszcze Mount Everestu schodów w górę. Jest to ciekawy moment i dobrze znany od przeprowadzki, że brakuje sił na to, by teraz móc odpocząć. Człowiek by coś przeczytał czy obejrzał, ale to wchodziło w grę ze trzy godziny temu, gdy jeszcze się nie dało z powodu życia bieżącego. A ono bieży nieustannie.

Wierzę, że wkrótce stop klatka. Wzięcie w nawias planów, pozostawienie tylko ludzi, z którymi niech nas połączą kilometry planowanego przez dzieci łańcucha na choinkę.

Wierzę, że za oknem kiedyś będą drzewa, pod drugiej stronie ład i fantazja firanek, a we mnie taka cisza, że słowa przychodzić będą jak małe kundelki, które pogłaszczę, oswoję i oddam w dobre ręce.

Póki co Plus wiercąc się, kopiąc i stukając, wygrywa najpiękniejszą melodię burzliwego życia wewnętrznego.

2 komentarze:

  1. Siedemnaście lat temu przeżywałam święta pelne niemocy z przeciwnego końca oczekiwania - to były trudne początki a ja leżałam i pozostało mi tylko pilnowanie by starsze dzieci nie przytulały się na mnie, a tylko do mnie. Więc to wszystko z przedostatniego akapitu - będzie, na pewno będzie. A na razie cieszcie siętym cudownym oczekiwaniem w podwójnym wymiarze. To tak wiele...

    OdpowiedzUsuń
  2. ech takie czasy świąteczne pełne niemocy są trudne kiedy człowiek nie ma siły łzy same napływają do oczu.. wch co chwila coś i końca nie wiedać ...

    OdpowiedzUsuń