Grzybek skoro świt przychodzi opowiedzieć, kim był Chopin. Otóż "był znanym fortepianistą" i "mieszkał w Żelaznej Woli". Boski poprawia go, że chyba "pianistą". Syn zamyśla się i mówi tonem wybaczającym tacie niewiedzę: "no, ale częściej grał na fortepianie".
Jednak coś z kultury jeszcze w naszym domu zostało, myślę, poza dzikim galopem przygód z pękającymi rurami, Dosią, co o czwartej rano solidarnie własnym ulubionym ręcznikiem kąpielowym ratowała parter z potopu, noszeniem drwa przez ciężarną i dalszym odzwyczajaniem się od samochodu.
Na szkole rodzenia pytają niektórzy, po co chodzisz, to już któreś z kolei, a ja się cieszę, bo w tym wszystkim mogłabym ten poród jakoś przegapić. Nie wyrobić się z terminem, nie dojechać, pomylić odpływające wody z kolejną powodzią hydrauliczną.*
Plus nadal kopniakami przywołuje mnie do porządku. A teraz mówi: już spać. i życzę sobie, by z okazji św. Mikołaja przyśnił mi się koncert fortepianowy e-mol, zakończony pogodnym rondo vivace.
*jeden z uczestników szkoły, niezwykle dowcipny kucharz, zapytany o wybrane miejsce porodu, odpowiada: oczywiście, że w domu, bo w żadnym szpitalu takich wariatów nie przyjmą. Cóż, plus dla Plusa byłby taki, że jeszcze może by go Mama w ostatnich chwilach życia ukrytego zdążyła opisać na blogu.
Miłych snów :))
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuńwow... co za przygody... :)
OdpowiedzUsuńodpocznij w końcu... :) mam wrażenie, że Plus urodzi się pracusiem i prosto z łona wskoczy w rolę mentora, prowadzącego, organizatora... tudzież zacznie nosić drewno... ;))
albo mnie w końcu spowolni ;)
UsuńWszytkiego dobrego i tylko dobrego :)
OdpowiedzUsuń