Może z większym trudem zapinając pasy, wstając, chodząc, leżąc - myślę o szczegółach podróży na osiołku (powinnam spakować torbę do szpitala), konieczności cywilnej zapisania się z Betlejem (i mojej rychłej wizycie w ZUS), i że Oni wcale nie jechali na Święta. Święta Ich zastały w podróży, po drodze. Dzięki czemu to my mamy co świętować i na co czekać przez cały Adwent.
Wszystkie utrudnienia sprawiają, że coraz bardziej bym Plusa chciała widzieć już po drugiej stronie. I by nie doświadczał tej ciasnoty mieszkaniowej, która już musi być jego udziałem.
Grzybek dziś podlicza, że nas dużo, bo on, Skakanka, Okruszek w Niebie i jedno w moim brzuchu. Patrzę na nas i nie czuję się stara, ale widzę, że czas nam służy. Nowe miejsce jest coraz bardziej "nasze", zapełnione książkami połykanymi przez dzieci, modelami samolotów sklejanymi przez Boskiego z Grzybkiem, a teraz też choinką bez czubka.
Póki co też bez firanek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz