piątek, 3 lipca 2015

zdrowy duch

Dojeżdżamy. Stołówkę wypełnia szelest rozmów niemieckich emerytów. Mimowolnie mentalnie włączam się w ich dialogi.

Mamy do dyspozycji dwa pokoje, dwie łazienki i wspólny duży przedpokój, czyli jakby pałac, tylko że suto umeblowany starym Gierkiem. Z tejże epoki dwa telewizory, od których się odzwyczailiśmy do tego stopnia, że nie ma po co włączać.

Po wzmiankowanej walce z chwastem po pachy doznałam zatrzymania wydolności mięśniowo-kostnej i poruszam się również jak niemiecki emeryt. Postanawiam regularnie korzystać z basenu krytego, będącego częścią wyposażenia hotelu. Próba wbicia pociążowej i karmiącej figury w strój kąpielowy w rozmiarówce z poprzedniego życia kończy się jednak fiaskiem.

Warto by się rozejrzeć za nowym, co wymaga zorganizowania zastępstwa do Plusa celem wydostania się z hotelu na shopping. Dziś wspinaczkaz wózkiem górskimi uliczkami w górę i w dół zaowocowała tak znaczącym ubytkiem elektrolitów, że groziło zawałem.

Biorąc pod uwagę fakt, że nasz hotel słynie przede wszystkim z kuchni, a szwedzki stół dwa razy dziennie spełnia wszystkie kulinarne marzenia od przystawek po obfite propozycje deserów, trzeba by jednak od razu kupować strój z dwudziestokilowym zapasem. Z rozmiaru małego słoniątka przejść od razu w fason dla słonia.

Ale przeciez w duchu zawsze zostanę okruszyną

1 komentarz: