czwartek, 2 lipca 2015

kareta

Cały bagażnik wypełnia wózek w stylu retro. Jego zakup miał głębokie powody. Bo że trzecie (właściwie czwarte) dziecko, to nie znaczy, że musi jeździć złomem i nosić różowe trampki po swojej siostrze. Więc chciałam, by Panicz posiadał karetę. Oczywiście tanią i z promocji u nikomu nieznanego polskiego producenta, ale jednak. Oczyma duszy widziałam wjazdy do kościoła parafialnego na wiosce, gdzie nikt nie pomyśli: "trzecie - wiadomo - wpadka". Na sprawy "niechcianego" życia jestem bowiem szczególnie wrażliwa i mogłabym niechcący wybić górną jedynkę czy dolną dwójkę. Odpowiadam, gdzie się dziwią, że czekaliśmy kilka lat, by to w ogóle stało się możliwe. Generalnie jednak skręca mnie w środku, że człowieka można już u zarania istnienia odrzucić, "nie chcieć".

Takie to szczytne motywy parafialne mi przyświecały. Mało wykorzystane, bo do kościoła na wioskę biegałam sama, a Plus zostawał na ogół z Boskim, który ze starszymi chadzał wcześniej. Na ten moment kareta Panicza sprawia, że każdy może wziąć ze sobą na wyjazd wypoczynkowy, zaczynający się podobno dziś, reklamówkę rzeczy osobistych. Najtrudniej tę reglamentację zachować dla Plusa, ktory przy dobrym trawieniu zużywa trzy komplety odzieży dziennie.

Której nie mam siły spakować. Dopadło mnie jakiś czas temu wykończenie na wszystkich poziomach. Poszczególne działania na tak wielu frontach to już tylko heroiczne zrywy. O czym przypomina mi wielki pęcherz po wczorajszej walce z chwatem po pachy.

Jakimś cudem podobno już dzisiaj znajdziemy się w górach. W najgorszym przypadku wyjdziemy jak stoimy, ze szczoteczkami do zębów lub i bez.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz