środa, 18 listopada 2015

1:11

O 1:11 Niebo się schyliło do ks. Darka i zabrało go do siebie. Brat w kapłaństwie "Znajomego Księdza z Polski", jak jest określany na niniejszym blogu. Odchodzeniu ks. Darka towarzyszyliśmy wszyscy, którzyśmy go kiedykolwiek poznali. W moim wspomnieniu został jako ktoś, kto do czarnego awersu miał zawsze pozytywny rewers. Gdyby była szansa spędzić z kimś takim z tydzień czy dwa, mogłoby to mieć skutki dla życia nieobliczalne. Żadnych więcej "załamań psychicznych", zapowiadanych w ostatnim wpisie.

Tak żeśmy ze sobą rozmawiali dwa lata temu, przez jakieś pół godziny czy godzinę. Potem ks. Darek posadził mnie przed Najświętszym Sakramentem, w odległości metra, na naświetlaniu. Sam już wtedy naświetlany z powodu rozsianego nowotworu, innymi zdobyczami medycyny. Ale może dlatego, że z tą Lampą związany był najbardziej, choroba go nie zniszczyła. Wydobyła pokłady szlachetności niedostępne dla przeciętnych ludzi, budzące zdumienie.

Gdy pojechałam z Plusem do Warszawy podpisać umowę z Wydawnictwem, spotkała mnie ta wielka niespodzianka, by być razem z kilkoma osobami na Mszy w w jego pokoju, przy jego łóżku. Co ciekawe, wydaje się, że ten pokój nie przestał do końca być właśnie miejscem jakiejś wielkiej ewangelizacji dla wielu. Nie zamknięto jego drzwi, mimo że tak może byłoby prościej dla wszystkich.

Plus raczkował po podłodze, Znajomy Ksiądz z Polski mówił homilię, ksiądz Darek leżał pogrążony w modlitwie i niestety także bólu.

Trudno uwierzyć, że to taka historia. Taka krótka. Wydawać by się mogło, że ktoś tak dobry powinien żyć dla dobra innych ze sto lat. Wobec kruchości życia wszystko się przewraca, zostaje tylko miłość dnia dzisiejszego.

PS. Z przyczyn obiektywnych muszę odwołać swoje załamanie psychiczne, rodzina by mi tego nie darowała.  Poza tym - przecież musi być tego cienia jakiś słoneczny rewers.

4 komentarze:

  1. Dla nas to są też dni odchodzenia. Zwłaszcza jeden znajomy po ludzku za szybko został wezwany. Ale w niebie pewnie jest z nich dużo wesela. Tak sobie myślę właśnie. .. Coraz częściej i o własnym odchodzeniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, nasze pożegnania to tam wiwaty powitań. Awers i rewers. Kiedyś sprawdzimy sami!

      Usuń
  2. dwa lata temu to właśnie On powitał nas w progach Wisełki... zachwycił na nowo Eucharystią i Adoracją ... pierwszy nas omodlił...
    Wierzę, że ten niesamowity uśmiech i pogoda ducha jaką wokół siebie roztaczał kwitnie już w pełni przy boku Ojca...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wtedy sie tez spotkałysmy po raz pierwszy, prawda? :)

      Usuń