Lato po cichu pakuje walizkę. Mijamy się z nim w domku na wsi, który odwiedzamy, żeby się z nim pożegnać. Uśmiecha się lekko, trochę zmęczone upałami, że przecież za rok wróci. Jeszcze nie odjeżdża całkiem, jeszcze poczeka, aż węgierki koło szopy zrobią się całkiem słodkie, jeszcze chciałoby przez najbliższe tygodnie na krzesełku ogrodowym posiedziec z nogami wieczorem okrytymi pledem, letnią sącząc herbatę. Słońce gasi szybciej, żeby się wcześniej położyć. Znane z ogromnej pogody, nie przyznaje się, że trochę obawia się wieczornego kataru.
Dobrze wyczuwają tę wyprowadzkę pająki. Panowie Chude Nóżki wkroczyli do suchej już wanny, zlewu, spacerują po kuchennych szafkach, parapetach, kątach. Dziwię się, że tak łatwo toleruję ich obecność wszędzie. Paniczny przed nimi strach zawsze w sennych koszmarach snuł pajęczyną pokoje. Owo pokojowe teraz współistnienie, dalekie od symbiozy, w którą na ogół popadam w stosunkach bilateralnych, wynika z faktu, że my do tego domu, podobnie jak lato, przyjeżdżamy tylko w gości. A pająki tu mieszkają na stałe.
Przez przedpokoj maszerują mrówki. Opanowały już całą kuchnię. Szklankę po soku zasiedlają jak obywatele PRL-u, co wlasnie dostali przydzial w wielkiej płycie. Widzę, że Teściowa podczas ostatniej wizyty ukryła cukier do słoika, żeby po ziarenku nie wyniosły.
I żeby lato miało sobie czym posłodzic swoje popołudniowe herbatki.
--Sent from my iPhone
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz