Mieszkam w domu ze słowami.
Słowa to bardzo łatwe w utrzymaniu zwierzęta domowe. Nie są jak pies, co powali cię serdecznością w drzwiach, a potem będzie patrzył, jak zjadasz drugie danie, coraz głośniej przełykając ślinę, im bliżej ostatniego kawałka kotleta. I nie odstąpi cię na krok.
Słowa, jeśli sprawiają kłopot, to taki, że trzeba coś z nimi zrobić akurat wtedy, gdy w kolizji inne zajęcia. Jak teraz. Gotuje się woda na kaszę, dzwoni telefon, a one mówią, chcemy pospacerować po białej przestrzeni kartki. Zabierz nas.
Ileż już spalonych czajników. A człowiek nie chce od słów odpocząć. Ale gdzie tam, w nich odpoczywa, otulony nimi jak białą kołderką.
Dear Jacket mówi, nie przyjdę na angielski, odpoczniesz wreszcie ode mnie. Jakby nie wiedziała, że jej obecność w swojej ławce działa na mnie jak kamizelka ratunkowa, gdy się zmieniam nagle w uwielbiającego gadać do ludzi ekstrawertyka. To fajne, ale nie jest moim pierwszym środowiskiem życia.
Nie lubię, gdy inni decydują za mnie, że teraz będę od nich odpoczywać, odpowiadam. W ogóle nie lubię, gdy ktoś wybiera za mnie.
no to przylazła i since wypomniała - chciała to ma
OdpowiedzUsuńI bardzo dziękuję, poprawiaj mnie zawsze. Nauczyciel wie, że to niezbędne :)
UsuńStara Dobra Dear Jacetowa
OdpowiedzUsuńtak mi się tylko wymknęło to "stara" :PPP
jak ja Wam zazdroszczę tych spotkań
Przyjedź w końcu. O 9:00 kawa, 9:30 zajęcia. Choć na ogół obsuwa.
UsuńAle jednak te zwierzosłowa takie nieobliczalnie wymagające, skoro czajniki popalone...
OdpowiedzUsuńCzasem dobrze jest pozawijać się w słowa...
Masz rację. Wcale nie takie łatwe w utrzymaniu, mimo że nie trzeba myć akwarium. ;)
Usuń