Rozkłada mnie wirus. Temperaturą i boleściami. Nie wiem, czy to za sprawą tej ostatniej prostej i odkrycia, że połowy rzeczy niemowlęcych nie mam i nie wiem, dokąd wyszły. Łóżeczko bez materacyka, śpiwory zimowe nie wiadomo gdzie, Boski zaś ze strychu od teściów przywozi rzeczy do 3 roku życia dziecka włącznie i ginę. Nie ogarniam. Nie zgadzam się i protestuję. Wrażenie mam takie, że świat cały czeka, by wrzucić na mnie jeszcze więcej i jeszcze, a ja Plusa z trudem już w sobie donaszam i chciałabym go przed tą bezsensowną lawiną ochronić.
Powinnam się oflagować, oplakatować, odezwę wywiesić, że łatwo się męczę, na schodach zwłaszcza, a schylam się jak pensjonariusz domu spokojnej starości. Bowiem za miesiąc termin. Jeśli będzie trzeba, wynajmę security, które będzie pilnować mojego prawa do niewydolności. Póki co w tej roli wirus, zapewne na straży kolejnej nieprzespanej nocy.
Oddałabym głos Plusowi, ale do tego momentu jeszcze chwila.
Kochana dużo zdrówka dasz Radę spokojnie chwila relaksu zdążysz ze wszystkim tylko tak nie pędż
OdpowiedzUsuńZdrówka ;)
OdpowiedzUsuńDziekuję. Na szczęście to nie grypa ;)
UsuńWirus w roli security?
OdpowiedzUsuńTrzymaj się, zdrowiej i nie szalej, Nie musisz zrobić wszystkiego!
Chciałabym choć połowę :)
Usuń