Do Plusa musiały dojść jakieś przecieki na temat rychłej reglamentacji,
ponieważ je tak, jakby miał to być jego ostatni posiłek. Łapczywie i
wydając z siebie dźwięki, jakich powstydziłby się każdy siedzący przy
stole, zaś Gazeta Wyborcza znowu opisałaby jako faux pas ze strony
obrzydliwych wielodzietnych matek w miejscach publicznych.
W związku z ową antycypacją widma głodu, Plus staje się pękaty jak
balonik i cierpi okrutnie. Jego cierpienia, wymagające długotrwałych
procesów pionizacji, odbijania i masowania brzucha, zbiegają się z
widmem mojej dyskopatii, jak się okazuje - jedynie odroczonym (znana
fizjoterapuetka, nasza ex-Sąsiadka-z-Dołu, zapowiadała, że mój kręgosłup
nie wytrzyma ciąży, a jednak dał radę). Szukam patentów na noszenie
Plusa mniej i myślę, że jak kręgosłup trzaśnie, to amen w pacierzu. Bo
leki zwiotczające mięśnie nie tylko ogłupiają dokumentnie, ale też i
skutecznie udaremnią dalszą możliwość karmienia. I obawa Plusa jakby się
spełni.
Plus generalnie ciągle jeszcze pełen jest trwogi. Uniesiona w górę brew
bada nieufnie otoczenie. Mówię do niego najbardziej łagodne i czułe ze
słów, prosto do ucha, i czekam, aż nabierze odwagi i uwierzy światu, że
ten nie zrobi mu żadnej krzywdy. A on ciągle jeszcze nie wierzy.
Choć dziś - w momencie przerwy od kiepskiej formy - uśmiechnął się po
raz pierwszy. Było to olśniewająco piękne - jak słońce w listopadzie.
A mozę Plus jest po prostu ostrożny z natury, a nie lękliwy?
OdpowiedzUsuń