ze szczególnym pozdrowieniem dla Agai, która mnie jeszcze jako już
ostatnia komentuje - wszystko czytam w telefonie, na stronę nie docieram
wcale lub za późno, dziękuję :)
Tak, masz rację, taka była mała droga św. Teresy z Lisieux. Do wygrania
była tylko miłość, a ona szła va bank. Trudno mi w ten kontekst tylko
wpisać zepsutą zmywarkę (grzałka idzie chyba z Trynidadu i Tobago, bo
jeszcze trochę zanim), bo to jednak fizyczna orka, zmywanie w takim
nakładzie egzemplarzy, ale może z większym obciążeniem możemy więcej.
Agaję pozdrawiamy bo to cudowna osoba :)
OdpowiedzUsuńCzyż taki widok jaki widzimy tutaj na zdjeciu nie rekompensuje tej codziennej orki? Kiedy nasza córcia szeroko się uśmiecha zapominam o braku czasu na gary, obolałym kręgosłupie i permanentnym niedospaniu :)
Cudny ten Wasz Pawełek :) :*
No pewnie, że cudny. Jeszcze jak! Ma się rozumieć, ze pozdrawiamy Agaję! Gdziekolwiek przebywa:).
OdpowiedzUsuńtak, zastanawiam się, czy nie robić za swatkę - później ma się z tego jakieś przywileje ;P
OdpowiedzUsuńRób Dosiu, rób, będzie fajnie ;)))
UsuńJak raz wybyłam daleko. A tu tak porcja wzruszenia. Aż gula w gardle. Cudowny widok tej niekłamanej radości!
OdpowiedzUsuńOd początku września mamy serię mniejszych czy większych katalizmów (rozumiem Cię) i już czasem nie wiem czy ten śłub za rogiem mam liczyć do kataklizmów czy radości (bo radości też są, też) ;)) W któymś momencie gwoździem do trumny okazały się nowe spodnie zachlapane "tym czymś co jest w misce"... a w misce wcześńiej wybielałam ścierki i nie tylko.... Pozdrawiam wszystkich ;)