środa, 7 października 2015

stacja Warszawa

Jutro wyjeżdżam z Plusem do Stolicy. Pociągiem relacji. Główny-Centralna. Plan minimum: zdążyć na pociąg. Plan maksimum: żeby nie zrobił po drodze kupy. Plus, nie pociąg oczywiście.

Nie będę sobie wyobrażać, że jestem paniusią z międzywojnia, co pod pachą niesie pudelka miniaturkę, a za nią lokaj w uniformie pcha wózek pełen pudeł na kapelusze. Pasowałoby tylko międzywojnie, bo wychodzi na to, że ze mnie kobieta walcząca i jak nie urok, to przemarsz wojska. Ale. Dziś martwią mnie jeszcze zapowiadane temperatury arktyczne na scianie wschodniej oraz niemoznosc podjecia decyzji, jak się stosownie do nich przyodziac. Wyjąwszy bowiem ekstrema jak futro i bikini, pozostaje jeszcze szeroki wachlarz możliwości. Przy czym "szeroki" oznacza rozmiar, w jakim utknęłam jako mama karmiąca.

DearJacket mówi, żeby liczyć na to, iż ktoś się życzliwy znajdzie w wagonie. Pudeł z kapeluszami nie będzie, ale wózek typu spacerówka. Potem odpala się dalsza lista potencjalnych kłopotów i szczegółów.

I pomyśleć, że McGyverowi wystarczyłby scyzoryk i duct tape. Może dlatego, że nie przemieszczał się z synem.

Ps. Dziękuję, Emko i Errato za komentarze. Znowu nie dotarłam. O.

--Sent from my iPhone

3 komentarze:

  1. pamiętam moją pierwszą podróż z dziewczynkami w maju nad morze. Ów maj był dawno, bo lat temu 10, ale pamiętam ten strach jak sobie poradzę z cztero i trzylatką plus bagaże. I czy nie zostawię dzieci na dworcu a sama z bagażami nie pojadę dalej lub odwrotnie, ja z bagażami na dworcu a dzieci w pociągu. Już najlepsza byłaby opcja ja z dziećmi na dworcu lub w pociągu a bagaże odwrotnie....
    ale ostatecznie wszystko bylo dobrze :)
    i u Ciebie będzie tak samo!
    Kciuki trzymam :) :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedyś mi się zdarzyło, że tramwaj odjechał beze mnie i Średniej, bo.... nikt mi nie pomógł wnieść wózka, wszyscy uciekli (!). Nauczyłam się zatem zdecydowanie i głośno prosić o pomoc (ja, nieśmiała do bólu)

    OdpowiedzUsuń