wtorek, 27 września 2011

języki obce

Dziś w moich progach powitam pierwszego w tym roku szkolnym ucznia.

I na fali pędu do nauki i ja, lektor z dużym doświadczeniem, postanowiłam nauczyć się nowego języka.

Boski Andy bowiem zbiera od lat książki. Na półce stoją dekady podręczników do francuskiego, angielskiego, włoskiego, rosyjskiego, niemieckiego, hiszpańskiego... Spadają z półek, roztaczają zapach lekko przytęchłego kurzu, ale czyż da się walczyć z wieloletnim hobby? Także, zupełnie nie wiem kiedy, boski zaprenumerował chyba - bo tych zeszytów jest tak wiele - kwartalnik o wychowaniu "Być dla innych", wydawany przez Centrum Kształcenia Liderów.

I tam, w jednych z numerów, znalazłam artykuł o języku obcym, którego chciałabym się nauczyć. Jest to język żyrafy. Inaczej, język porozumienia bez przemocy, które opisał pan Rosenberg.

Jak napisałam, język zupełnie obcy. Mój język bardzo często przypomina Rosenbergowski język szakala. Wiecie: krytykowanie, żądania, wpędzanie w poczucie winy. Zaczyna się gdzieś od braku szacunku dla samego siebie.

To od dzisiaj się uczę. Najpierw alfabet, potem, mam nadzieję, przyjdzie i reszta.

Dziękuję Żyrafie za przypomnienie o tym, że wszystkiego można się nauczyć.

2 komentarze:

  1. Wpędzasz mnie w poczucie winy - też powinnam zacząć uczyć się tego języka.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Okruchy, Twoje podziękowanie sprawiło mi ogromną radość. Wzbogacanie życia innych (i własnego) było źródłem z którego narodził się blog.

    @Grypa, Rosenberg "poczucie winy" nazywa uczuciem rzekomym, bo pochodzącym z głowy, a nie z serca. Poczucie winy odcina od życia.

    OdpowiedzUsuń