piątek, 30 września 2011

zespół konsultacyjny

Utwierdzam się w przekonaniu, że żaden specjalista nigdy nie zobaczy w naszym synu tego absolutnie wyjątkowego, wrażliwego faceta, jakim jest nasz syn.

Więc nie będę się rozpisywać. Grafik biznes łoman powinien zastąpić grafik pracy terapeutycznej, ale na to zarezerwowałam popołudnia i wieczory już od zeszłego roku. Na szczęście baterie doładowane, jest nawet zapał, którego ze świecą szukałam przed wakacjami. I chciałabym się podzielić ze wszystkimi przytłoczonymi rodzicami, co wygrzewają ławeczki pod drzwiami sal ośrodka wczesnej interwencji. Ale dziś przeważała zmiana poranna, czyli same dzieci, i to głęboko upośledzone.

Jedynie dwa zdjęcia wykonane telefonem:
 Wózek taki (zobaczyłam ich tam tego dnia wiele) zaparkowano naprzeciwko mnie. Za drzwiami płakały rehabilitowane dzieci, które nie mówią, często nie widzą i nie słyszą. One płakały tam, ja pod salą.
Toaleta w ośrodku, mam nadzieję, że nie jedyna. Dobrze, że zapachu nie czuć na zdjęciu, musielibyście szybko opuszczać stronę.

Rozmyślam nad wolontariatem w towarzystwie tych dzieci, w końcu w zakresie sokratejskiej cierpliwości jestem ostatnio miszczynią, a zapału nadmiar.

2 komentarze:

  1. Też przez jakiś czas chodziłam na rehabilitację z synem. Gdy był malutki (3 msc.) był spokojniutki jak aniołek. Potem (8-9 msc.), w czasie drugiej i trzeciej serii był bardzo nieszczęśliwy, bo wymagano od niego rzeczy wtedy dla niego niemożliwych. Nie powiem, płakałam razem z nim. Później rehabilitacja na szczęście okazała się zbędna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nasz syn nie płacze. Ale ten ośrodek, schowany w podwórku kamienicy, to inny świat. Wszystko można sobie tam przewartościować.
    Może powinno się ludzi kierować w ramach szkoleń i treningów. Dyplomy, doktoraty, tytuły - wszystko o kant stołu.
    Zostaje tylko miłość, nawet nie słowa, bo z niektórymi dziećmi można się porozumieć tylko przez dotyk i przyłożoną do niego emocję.

    OdpowiedzUsuń