poniedziałek, 19 lipca 2010

bag lady

Wczoraj rozpakowałam po wyjeździe sobotnim, dziś pakuję na wyjazd jutrzejszy. Boski Andy nie lubi widoku toreb, zwłaszcza gdy teść wpada zupełnie bez zapowiedzi i jest obciach na widok stert, ale ja - wyprowadziłabym się tylko na jakieś 120 m kw., gdzie torby podróżne mogłyby bezkarnie leżeć cały rok, od wakacji do wakacji.
Więc zbieram po domu drobny sprzęt elektroniczny, który na wsi stworzy mi atrapę home office, zasadniczo przecież nieczynnego latem. Abnegacja moja sięga tak daleko, że nie odpowiadam na maile z zapytaniem o korepetycje, czy to od ambitnych studentów, czy też od par zainteresowanych samorozwojem we dwoje.
Grzybek na kolejnej komisji przed-rehabilitacyjnej wypada tak błyskotliwie, że trzy panie psycholog każą nam iść do domu i wrzucić na luz. Jedna pani logopeda martwi się, że na pytanie "jak mówi kaczka" mój syn odpowiada, że buzią i zleca ćwiczenie kwa kwa. Przebąkuję, że syn mój poszedł już o krok dalej i pytanie potraktował strukturalnie czy anatomicznie, ale pani nie daje się przekonać. W domu kwakamy i miauczymy; z zajęć rehabilitacyjnych przysługuje nam tylko basen, by wzmocnić jego wiotkość ogólną.
Poza tym mam dziś urodziny i zdumiewa mnie ilość wyrazów pamięci, gdyż ja nie pamiętałabym o tej okoliczności w ogóle. Zatem zanim podziękuję indywidualnie każdemu z osobna, zbiorczo dziękuję wszystkim:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz