I tak życie nasze mimo woli toczy się w rytmie klęsk żywiołowych. Wytrzymaliśmy mrozy, przetrwaliśmy powódź, teraz zastanawiam się, co zrobić z upałami. W mieszkaniu od strony cienia jest już 27 stopni, przyklejam się do wszystkich mebli i podłóg, mimo działań sprzątaniowo-sanitarnych, i zastanawiam się, gdzie schować dzieci.
W ośrodku rehabilitacyjnym na drugim końcu miasta pani doktor przyznaje Grzybkowi pięć różnych bloków zajęć rehabilitacyjnych, jak się domyślam - po jednym na każdy dzień tygodnia, przez pół roku. Na rok przyznajemy dzieciom z porażeniem mózgowym, pani mówi, a ja przytakuję. Cieszę się z przyznania tych zajęć, jakbym wygrała los na loterii, a potem dopiero przypominam sobie, że zdrowe dzieci tych zajęć nie potrzebują wcale - i nie znaleźliśmy się w tej grupie. Ale przecież nie pytam o to, co będzie za dziesięć lat, nie patrzę na nas ze współczuciem, jak sama na innych rodziców dzieci z problemami. Myślę tylko o tym, co jest do zrobienia i jak to poukładać. Reszta to drobiazgi.
Posłuchaj sobie Szekspira w wykonaniu Wainwrighta :-)- u mnie był 28.06 i pomaga.
OdpowiedzUsuńCo do Grzybka nie będę się mądrzyć, ale Zu pyta o Was czasem, bo G. jest jej ulubionym partnerem piaskowo-kamienno-błotnym :-)
Pozdrawiamy Zu:)
OdpowiedzUsuńA gdzie ten Szekspir jest dostępny?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńhttp://stonecherry.blogspot.com/2010/06/czarna-tecza.html#comments
OdpowiedzUsuńno i docelowo na jakimś ludziku z głową/bez głowy ;-)