środa, 28 lipca 2010

życie ukryte w garach

Przez moment czuję się jak Julie&Julia, przez moment wydaje się, że życie mogłoby się składać z warstw naprzemiennie posmarowanych grubo pisaniem i gotowaniem, oraz tym rodzajem beztroski, który jednemu i drugiemu towarzyszy, gdy z założenia nie robi się w życiu pieniędzy.

Przez moment. Gdy złocą się na patelni placuszki ziemniaczane z młodych ziemniaków, do tego twaróg ze śmietaną, szczypiorem i rzodkiewką, zupa z cukinii, brokuły jako przystawka i może jeszcze "Szopska Sałata". Obok rośnie piramida hejhopsa z krokietów ze szpinakiem, szykowanych na wyjazd na jezioro, pachnie czosnek, ogórki z tym kędzierzawym koprem do kiszenia zalewam wrzątkiem, i jest bosko.

Wtedy, na kwadrans przed dobranocką boski Andy dzwoni, że idzie z gośćmi z Holandii na dinner do restauracji, i ogarniam wzrokiem kuchenne pobojowisko, miksery, miski i bajery, siebie samą w czerwonej szmizjerce o zapachu placków ziemniaczanych, z fryzurą utrwaloną oparami oleju, i wiem, że ten model życia wydawał się atrakcyjny tylko na moment.

Poza tym, wolałabym i z gotowania, i z pisania czerpać jakieś korzyści. Jak Julie&Julia. Z autorką Wieczornego snujemy te fantazje o życiu z hobby od lat.

5 komentarzy:

  1. Próbuję napisać komentarz po raz dwudziesty trzeci. wieczorny.wordpress.com

    OdpowiedzUsuń
  2. I jak mi sie już udało to o niczym - wieczorny

    OdpowiedzUsuń
  3. Ogórków na kwaśno nie lubię, ale proszę dla mnie zakonserwować krokieta do poniedziałku. Mogę w zamian zadeklamować wiersz w okolicznościach przyrody.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tyle piękna w rozczarowaniu, tyle pewności w zagubieniu. Love over cooking.

    OdpowiedzUsuń