wtorek, 20 lipca 2010

odległości

Powinnam przyspieszyć pakowanie, powinnam już być w drodze, którą znam słabo jako pasażer. Dziwi mnie, jak czas pokonuje ogromne odległości od tydzień temu do w tym tygodniu, od wczoraj do dzisiaj - wydaje się, jakby lata świetlne minęły. Jeszcze się martwię, czy w tej kosmicznej odysei nie wypadły mi gdzieś jakieś kontakty, nie zatrzeszczały przyjaźnie, nie pogubiły się czekające na odpowiedź smsy. Ale nie ogarniam, ciągle nowe wydarzenia nakładają się na stare zaległości.

I dzisiaj też powinnam być już w drodze. Przez ramię widzę jeszcze wczorajszą kolację w wykwintnym hotelu, na którą zaprosił Andy'ego z cała rodziną znany skądinąd bohater tej opowieść - Joseph z Indii, a na której nieoczekiwanie zajeżdżają również Yola i Pietruszka z dziećmi - nasi przyjaciele z Francji. I ten mój internacjonalny wieczór urodzinowy jest tak nie z tej ziemi, że nie posiadam się ze zdziwienia. Prawdziwe amerykańskie "surprise" - jedynie bez confetti.

Ale dziś powinnam być już w drodze, nie patrzeć przez ramię i nie zastanawiać się, jakbym miała demencję, czy spakowałam to czy owo. Komplet pędzli, akryle, pastele suche i fiksatywa, zdjęcia do obróbki w komputerze, kawa na miejscu - z rzeczy osobistych przecież wszystko mam.

1 komentarz:

  1. Ale były trąbki papierowe i nosy na gumce?! były???!!!!
    Wiesz, usłyszałam dziś Turnaua z Sikorowskim jak śpiewali +/- ze to nie czas ucieka, nie lat przybywa tylko "krótsze się staje słowo >przyszłość<" (cyt z pamięci). Więc i te ogromne odległości pokonywane przez czas się kurczą - ot, co.
    Bajdywej, Pietruszka, cóż za francuskie imię :-) :-) :-)

    OdpowiedzUsuń