Cóż to była za podróż zza Torunia, gdzie spędziliśmy weekend!
Na naszą część przybyło kilka autokarów kibiców, w eskorcie opancerzonych samochodów policyjnych. Nie chcieli się z nami pożegnać, więc zablokowali cały Toruń. W korku spędziliśmy ponad godzinę, a w kulminacyjnym momencie - zgubiliśmy drogę.
Łatwo w takich okolicznościach stracić pogodę ducha, nad którą rozbłysła pełnia słońca po widzeniu z naszą absolutnie nietuzinkową rodziną.Tłumaczę boskiemu, że nie ma sensu ustalać, czyja to wina, tylko skupić się na rozwiązaniu problemu*. Z drugiej strony, ten kondukt pożegnalny cieszy.
Dopiero boski Andy uświadomił mi, że ci zieloni to kibice Falubasa Zielona Góra, a w eskorcie policji dlatego, by zwolennicy Apatora Toruń nie roznieśli ich w pył. Oczywiście, że pamiętam bardzo dobrze nazwy tych klubów, jeszcze gdzieś sprzed dwudziestu pięciu lat. Gdy graliśmy bowiem w popularną grę karcianą z kuzynostwem, dzieliliśmy się na kluby żużlowe.
Dziś już nie grywamy w nic, wszyscy mamy po dwójce małych dzieci, a kuzynce nawet urodziło się trzecie, którego boski został ojcem chrzestnym. Poczucie solidarności zostało.
Przybywamy do domu na "naszej" wsi z deszczem i mgłami - i odpowiada to smutkowi, że odległość do Torunia i dalej jest jednak porażająca, biorąc pod uwagę szlaki komunikacyjne naszego kraju, które za K. Wielkiego z pewnością były bardziej przejezdne.
*ta mądrość jest owocem czytania "Difficult Conversations" na krzesełku pod plażowym placem zabaw.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz