czwartek, 28 lipca 2011

ostatki

Poza tym wraz z boskim Andy'm przyjechały do nas zapowiadane deszcze, ulewne. Pierwszy taki absolutnie nie do życia dzień, kończący się stukaniem kropel o dach naszego wagonu, który w ciągu dnia zamienił się w świetlicę dla całego ośrodka (wagon, nie dach).

Dzieci malowały, grały w karty, a nawet bawiły się w chowanego, co przy tej powierzchni użytkowej, pomiędzy trzema wydzielonymi pomieszczeniami mikro-kuchni, salonu i sypialni, wymaga jednak sporej inwencji. Zajrzał do nas także mokry kot, który wygląda zupełnie jak Findus z opowiadań Svena Nordquista, tylko nie nosi zielonych spodni w paski. Nie jada kiełbasy, ponieważ karmiony jest przez wszystkich wczasowiczów i zrobił się wybredny: wybiera jedynie ryby. Poleżał, powyciągał się i poszedł, gdy w wagonie liczba osób wzrosła do sześciu.

A my już prawie spakowani, jutro ciąg dalszy włóczęgi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz