Od kiedy na rekolekcjach zamiast prosić o deszcz łask zaczęto mówić o promieniach Bożej dobroci i miłości, nastąpiło jakieś przełamanie pogody. Wiem, że w potocznym rozumieniu słowo "rekolekcje" należy do obciachowych. A przecież jest tu z nami II trener kadry narodowej z todziną, choć mógłby na Majorce.
Więc jest i mecz. Kilka meczy nawet. W jednym z nich, dorośli kontra dzieci, Skakanka strzela jedyną bramkę tego spotkania. Gdy jej gratuluję raz jeszcze, zanim zaśnie, mówi, Mamo, pogratuluj Tomkowi, to dzięki jego asyście. Tak gładko mi podał.
Jak niewyobrażalnie mnie cieszy, że Skakanka potrafi się podzielić sukcesem. O, pękam z dumy po prostu.
Co my tu robimy poza tym? Pozwalamy Panu Bogu, żeby zdejmował nasze bandaże przyschnięte do ran. Początkowo rodzi to poczucie pewnej bezbronności, ale jest On jedynym w swoim rodzaju lekarzem, który nie upokarza pacjenta i ma czas. Więc działa z ogromną cierpliwością i troską. Co zdrowsi stają się mocniejsi.
Wszyscy spotykamy się na Mszy, konferencji, adoracji, kawie i plaży, w równowadze, której nie da codzienna gonitwa obowiązków. Pisać tylko nie bardzo jest kiedy.
Z pozdrowieniami dla Drogich Czytelników - dziękuję za rozbrajające komentarze, ktore czytam w telefonie, lecz z braku dostępu do lepszych narzędzi chwilowo - nie jestem w stanie zostawić na nie odpowiedzi.
Nad głową komar latając prosi: dopisz, że przyszło lato.
Czytam. I trochę tam z Wami jestem:)
OdpowiedzUsuńWielu pięknych chwil:) Uzbieraj na zapas:)