Boski dociera nocnym z Wrocławia, by wykąpać dzieci w morzu, gdy ja kompaktuję wagon do rozmiaru opla kombi. Oczekując, aż wodociągi miejskie uruchomią puste krany.
Mgła wchodzi na drogę w Borach Tucholskich. Nieostrożna. Idzie torami kolejowymi w poprzek lasu. I nie wiadomo, kto komu bardziej intruzem.
Czerwone światełka stopów opowiadają historie z podróżowania w dzieciństwie na bezpiecznym tylnym siedzeniu, gdzie można było wyobrażać sobie do woli. Kto inny wyznaczał trasę. Właśnie wyprzedza nas tir. I jego szalony taniec ma zupełnie inne znaczenie.
Czekają na nas z kolacją. Tam, gdzie byłam Julką od Krojenia Chleba w czasie wakacji. Bo przy stole zawsze tyle ludzi. I tak się chciało jeść i razem być, ze stopami podrapanymi od biegania po skoszonym rzepaku.
Przybyło nam parę lat i spraw. A dalej jakby dzieci, łowiące w skarpety kijanki w stawie pełnym rzęsy.
szybko minął ten rok, prawda? a skarpety niby większe, ale mniej się jakby kijanek w nich mieści ;)
OdpowiedzUsuń