sobota, 9 listopada 2013

gość w dom

Na ekranie mojego jakże smart fona wyświetla się kierunkowy z Wielkiej Brytanii i szybko myślę, że z całą pewnością nie zamawiałam stamtąd ani książek, ani pizzy, ani nie mam nieuregulowanych zaległości. Głos pyta jaki numer domu, bo zapomniał, i po chwili już wiem, że to EyesWideOpen z niezapowiedzianą wizytą - jakby właściwie wpadać tak nagle z dalekiego Sheffield to nic zupełnie nadzwyczajnego.

Na pejzaż naszego gotowego do spania living roomu zamienionego w bedroom niech spadnie zasłona milczenia. Na stole ląduje jajecznica z powodu braku kawioru. Cóż to jest ważne, gdy przy stole spotykają się ludzie. Moja wewnętrzna perfekcyjna pani domu przestaje walczyć z oderwaną z lekka od rzeczywistości Okruszyną, której ciągle nie udaje się posortować świata.

Bratek przywozi zawiniętą w szary papier surprise.



Czytelnik zapewne pamięta zdjęcie roku. A tu jest ono już aż w formacie A4, w passe-partout.


Patrzę na tę kobietę i wyobrażam sobie, że wsłuchana jest w bezpieczną melodię słów, co układają się spokojnie w zdania. I też ma w pokoju bałagan, za to przebyła drogą lądową trasę z Sheffield, odważna taka.

Powiewam chusteczką do M, co nie przyjechała, ale może mnie z okna zobaczy.

I dziękuję Bratkom i za list, i za piękny prezent.


4 komentarze:

  1. Bardzo mi się podoba to, jak piszesz!
    Zapraszam ( w razie listopadowej nudy) do siebie: www.pismazebrane.blogspot.com :)

    Julia

    OdpowiedzUsuń
  2. piekne zdjęcie głębia i czar z niej bije chętnie bym posiadla takie zdjęcie nawet wiem gdzie by wisiało :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne. Istny "Vermeer" uchwycony okiem obiektywu:)

    OdpowiedzUsuń