poniedziałek, 28 maja 2012

dodaj do kontaktów

Nie potrzeba zalania mieszkania przez powódź, żeby się poczuć trochę jakby bez suchego gruntu pod nogami. Wystarczy, że nagle rozpadnie się wyeksploatowany do granic swojej użyteczności telefon. Ulubiony. Prosty, najzwyczajniejszy, skromny, i w abonamencie, w pełni spersonalizowany, z kolekcją zachowanych szczególnie fajnych sms-ów. A przecież obecnie, w woreczku foliowym w częściach pierwszych, przedstawia się nadzwyczaj żałośnie.

Okazuje się nagle, że nie bardzo jest możliwość zadzwonić gdziekolwiek, bo numery nie zachowały się na karcie SIM. Że stary budzik był najfajniejszy. Że z nowym znalezionym zastępczo w szufladzie nic już nie będzie takie samo jak kiedyś.

Że utrata telefonu, który przecież był tylko do używania, bo szpanować się nim nie dało, powoduje dziwne wrażenie pustych rąk, ubóstwa, a może nawet i nadchodzącej powodzi lub wojny.

Nie wiem nawet kiedy - stałam się ofiarą współczesnej technologii. Proszę do mnie dzwonić i sms-ować, bo ja w tej chili nie bardzo ze swej strony kontaktuję.

2 komentarze:

  1. Moja starutka kultowa, jak się ostatnio dowiedziałam, nokia (bateria trzymała TYDZIEŃ), nie okazała się niezniszczalna, co mnie jednak zaskoczyło, nie dość, że nie wytrzymała kontaktu z twardym podłożem, pół ekranu zniknęło, to jeszcze bateria powiedziała ostateczne zdecydowane nie. Skutek uboczny nie bycia gadżeciarzem. Jak mi dobrze bez komórki. Tylko tego budzika trochę brak, fakt.

    OdpowiedzUsuń