Muszę zebrać myśli. Myślenie wychodzi mi najlepiej przez palce. Kiedyś bardziej pióro i zeszyt, dziś bardziej klawiaturowo. A przecież pianistką - mimo marzeń - nie jestem. Do baletu też za stara i niewystarczająco chuda. Zostały w ofercie już tylko słowa.
Mimo umiejętności wypisywania się na tematy, nie do opisania jest to, co się działo i dzieje przez te ostatnie dni w naszym międzynarodowym teamie tłumaczy wokół World Congress of Families. Team jest maleńki, ale support ze wszech stron (dziękuję!). Skype już nawet bez makijażu i w piżamach, Beatriz już się kładzie, a ja ze słońcem się podnoszę.
Z Agą od J szykujemy się na interview z Kansas City. Już nawet do dzieci mówię po angielsku, nie spostrzegając tego. Boski Andy w robocie szykuje od dwóch tygodni Dzień Dziecka dla domu dziecka, bo zrobili go dowódcą wszystkich charity events. Powinniśmy iść do kina - for a change.
Przepraszam za nadużywanie języka kapitalizmu (English), ale przecieka mi sam przez palce. Gdzie jest suszarka do włosów? Bowiem zdaje się, że mam niewysłane faktury i uczniów na głowie.
Och, Idolko, czy już wiesz,że jesteś Super Idolką?
OdpowiedzUsuńa życie zaczyna się tam, gdzie kończy się suszarki do włosów ważność :) i nie chodzi tu o termin przydatności do użycia, a o wagę jej istnienia i niezbędności ;)
OdpowiedzUsuńjesteś jak widać coraz bardziej ŻYJĄCA
tak trzymać
@ Dosiu, co mówisz, dzięki za sztab kryzysowy przez ten czas!
OdpowiedzUsuń@ AJK - choć wyglądam na coraz bardziej wczorajszą;)))