wtorek, 5 marca 2013

closed circuit television

Gdy ekipa z Cheshire zostawia nas pod dworcem w Buxton, z ogromną trudnością przechodzę na nowe częstotliwości. CCTV w dworcowej poczekalni rejestruje moje nieporadne, polskie smarki. Trudno się żegnać z wyjątkowymi ludźmi, trudno wrażenia ułożyć do walizki tak równo na kancik jak skarpetki, gdyby do rąk je wziął dajmy na to podróżny z nerwicą natręctw. Na Przystani o tym, co tam się tam działo, choć słowa uznania trzeba podzielić na pół.

Przyjeżdża po nas Eyes Wide Open i z oczami szeroko otwartymi przemierzamy Peak District w jego bardziej wysokogórskiej wersji. Zapiera dech, to wszystko in general jest jak bezdech nocny kogoś, kto całą tę podróż jedynie śni. Brązowo bure potem wrzosowisko zaludniają w mojej wyobraźni wszystkie postacie literackie, od Heathcliffa do Jane Eyre. Kilometry ciszy przykryte nisko zawieszonym niebem. Owce jakieś koło nas.

Już czekam na obrazy z życia rodziny Bratków, jakże świeżo przeprowadzonej w te strony. Jemy sobie ten English Breakfast, coreczka wychdzi ze swej komnaty, jak mówi pociesznie, i znowu jest wszystkiego za krótko i za mało. Niech Wam się wiedzie jak najlepiej, People.

Dziś kilka przesiadek. Jakaś starsza pani, która podsłuchawszy naszą rozmowę, pokazuje nam krótszą drogę na dworzec i "zdanżamy."

No, trzeba trochę stracić kontrolę, trzeba trochę stać się bezbronnym i słabym jak dziecko we mgle, jak ubogi krewny z prowincji, by doświadczyć ogromnej siły spadochronu - darmowej,  niezasłużonej i tak troskliwej Opatrzności.

Z pozdrowieniami z serca dla tych, co gdzie indziej i tych, co na nas czekają w kraju,

O.

3 komentarze: